Społeczeństwo

Narty, narty i... coś ekstra

Czym kuszą narciarskie kurorty

Austriackie Szladming. Pokazy balonowe odbywają się tu w styczniu każdego roku. Austriackie Szladming. Pokazy balonowe odbywają się tu w styczniu każdego roku. materiały prasowe
Minęły czasy, gdy gościom zimowych kurortów wystarczał dobry śnieg, brak kolejek przy wyciągach, a do tego sauna bądź termalny basen. Teraz, by ściągnąć narciarzy i snowboardzistów, trzeba zaoferować im jeszcze więcej.
Hiszpańska Sierra Nevada. Jej chlubą jest rozbudowany snowpark Superpark Sulayr.BV / Alamy/BEW Hiszpańska Sierra Nevada. Jej chlubą jest rozbudowany snowpark Superpark Sulayr.
Szwajcarska Crans Montana. W szczycie sezonu odpoczywa tam ok. 50 tys. gości.materiały prasowe Szwajcarska Crans Montana. W szczycie sezonu odpoczywa tam ok. 50 tys. gości.

Pokusą dla każdego sportowca amatora jest choćby możliwość obejrzenia w akcji mistrzów ulubionej dyscypliny. Dlatego stacje walczą o prawo do organizowania rozmaitych zawodów – najlepiej rangi Pucharu Świata.

Magnesy dla kibiców

W nadchodzącym sezonie w tej konkurencji zwyciężyło austriackie Schladming. W pierwszej połowie lutego 2013 r. zjadą tam uczestnicy najważniejszej imprezy narciarstwa alpejskiego: mistrzostw świata FIS.

Co ważne: gospodarze tego położonego u stóp masywu Dachstein ośrodka zakładają, że goście będą chcieli nie tylko kibicować idolom, ale i sami pojeździć. Zaś poczynione przy okazji zawodów inwestycje winny służyć wszystkim.

Włodarze miasteczka szacują, że w trakcie planowanych na 14 dni mistrzostw przez Schladming przewinie się 400 tys. fanów narciarstwa. I podkreślają, że nawet podczas imprezy 85 proc. tras będzie dostępnych dla zwykłych narciarzy.

Na razie symbolem zawodów są nie tylko nowoczesne kolejki czy Wi-FI na okolicznych szczytach, ale też futurystyczny kompleks Planet Planai. Kształtem przypomina stację kosmiczną, a ma być przyjaznym narciarzom punktem startowym na zbocza Planai. Są więc tam pojemne parkingi (w tym podziemny na 400 aut) z udogodnieniami w rodzaju wydłużonych miejsc postojowych, aby bez problemów wyłożyć z auta narty, licznych ławek, na których można zmienić buty, oraz stojaków ze szczotkami do oczyszczenia sprzętu ze śniegu. Mieści też wielką przechowalnię (klimatyzowaną), sklepy (dość drogie), wypożyczalnię Intersportu oraz centrum informacyjne, w którym można nie tylko poznać stan tras czy prognozy pogody, ale też znaleźć nocleg czy poradzić się w kwestii wyboru miejsca na kolację.

Z poziomu piętra ruszają gondolki na Planai, a na najwyższych kondygnacjach urządzono studia telewizyjne i stanowiska dla dziennikarzy ze wspaniałym widokiem na metę wszystkich 11 konkurencji mistrzostw.

W trosce o środowisko zdecydowano się bowiem wytyczyć trasy tak, by kibice nie musieli przemieszczać się po okolicy samochodami. Stąd pomysł mety w jednym miejscu, w samym centrum miasta. W efekcie, np. zjazdowcy pojadą tą samą trasą, na której w 1973 r. triumfował Franz Klammer, uzyskując niebywałą, jak się wtedy wydawało, prędkość 111 km/godz. (historię trasy przypominają rozstawione wzdłuż niej pomniki słynnych narciarzy z opisem ich osiągnięć na Planai).

Planet Planai wykonano z lokalnego drewna, do spłukiwania w toaletach wykorzystywana jest woda deszczowa. Schladming chce zapoczątkować tradycję, że alpejskie mistrzostwa świata będą odtąd zawsze „zielone”. To reakcja na protesty ekologów, że w walce o narciarzy miasto nie szanuje środowiska. Ceną za dośnieżenie wszystkich tras (na Planai można naśnieżyć 100 proc. nartostrad) jest, wedle obrońców środowiska, degradacja naturalnych zasobów wody.

Gdy zapytałem o to dr. Christopha Eisingera, szefa regionu Ski amadé (860 km tras i 270 wyciągów, wspólny karnet, doskonałe połączenia – a to wyciągami właśnie, a to busami), w skład którego wchodzi Schladming, zapewniał, że teraz zbiorniki retencyjne zasilane są nie wodą ze źródeł, lecz – za pomocą specjalnych pomp – z potoków i rzek. Używana przez armatki woda pochodzi zatem w większości z topniejącego śniegu.

Miejscowi przypominają, że to właśnie w Styrii (w Semmering) rozegrano w 1893 r. pierwsze w centralnej Europie międzynarodowe zawody alpejskie, co uznać można za narodziny Pucharu Świata.

Znamienne, że gospodarz poprzednich tej rangi zawodów, czyli niemieckie Garmisch-Partenkirchen, zaraz po ich zakończeniu zaczął starać się o honor organizowania zimowych igrzysk olimpijskich. Niewykluczone, że i Schladming ma takie plany. Wszak od dawna reklamowało się jako „narciarski raj”.

Na deskach w śniegu, na desce w morzu

Zawodami – tym razem finałem Pucharu Świata w snowboardzie i freestylu, pod koniec marca 2013 r. – kusi też gości hiszpańska Sierra Nevada.

Ale ona akurat ma dużo mocniejsze atuty: to najbardziej na południe wysunięta stacja narciarska Europy. Leży ledwie 100 km od wybrzeża Morza Śródziemnego, a wyjechawszy wyciągiem na grań Velety (3398 m n.p.m.) przy dobrej pogodzie można dostrzec zarys Afryki. Nic dziwnego, że promuje się jako jedyne miejsce na kontynencie, gdzie jednego dnia można i pojeździć na nartach bądź snowboardzie (i to na wysokości ponad 3000 m n.p.m.), i popływać czy posurfować w ciepłym morzu. O smakowaniu rewelacyjnej kuchni (ryby i frutti di mare!) i tropikalnych owoców (ach ta chirimoya...) nie wspominając.

Ośrodek od dawna ma sportowe aspiracje. Większość spośród 100 km tras oznaczona jest kolorem czerwonym, a jest też kilka czarnych. To na nich w 1996 r. rozgrywano alpejskie mistrzostwa świata. Ale już obszerny fragment zbocza powyżej górnych stacji tamtejszych gondolek przeznaczony jest dla początkujących – a zwłaszcza dzieci.

Najnowszą chlubą Sierra Nevady jest rozbudowany snowpark Superpark Sulayr. Bezpośrednim powodem inwestycji były rozegrane wiosną br. mistrzostwa świata juniorów w snowboardzie. Na potrzeby zawodników wybudowano tor do wyścigów w crossie, zestaw instalacji do sztuczek freestyle’owych oraz głęboki na 6 m half pipe o długości 165 m.

Juniorska impreza była próbą generalną przed finałem Pucharu Świata (a dla narciarzy freestyle’owych będzie to ważny sprawdzian przed igrzyskami w Soczi, gdzie ich dyscyplina zyska status olimpijskiej). Ale także przed planowaną tu na rok 2015 r. zimową uniwersjadą. W końcu posłużą jako argument za kandydaturą Sierra Nevady na gospodarza seniorskich już mistrzostw świata w snowboardzie i narciarstwie freestyle’owym w 2017 r.

Stacja postanowiła bowiem postawić – prócz sprawdzonych gości w postaci narciarskich rodzin – na snowboardową i freestyle’ową młodzież.

Dlatego w Pradollano, kompleksie hoteli na wysokości 2100 m n.p.m., który jest bazą noclegową ośrodka, przeważają trzygwiazdkowce. Sporo jest też apartamentów. Także ceny posiłków są przyzwoite. Podwójne espresso (zamawia się je jako „cafe solo”, bo, jak wyjaśnił mi kelner, „espresso” to termin portugalski) – można wypić za 1,40 euro, a zupę, w zupełności wystarczającą za posiłek, zjeść za 4,50 euro.

Wybór takiej klienteli ma jeszcze jedną przyczynę: morze. Wszak młodzi snowboardziści lubią też zwykle wind- bądź kitesurfing. A z Sierra Navady świetnymi andaluzyjskimi drogami (najlepszym przykładem jest ta między stacją a Granadą, której zwiedzenie jest punktem obowiązkowym wartym zrezygnowania z paru zjazdów) można dotrzeć nad morze w niewiele ponad godzinę.

Na plażę po nartach chętnie też pewnie wyskoczy rodzina z dziećmi. Tamtejszy subtropikalny klimat sprawia, że nawet w teoretycznie zimowych miesiącach nad morzem jest 20°C, a woda ma ok. 16 stopni.

Skusić się mogą także narciarze łączący tę pasję z miłością do golfa: nad morzem w Salobreny wytyczono bowiem kilka pól z dołkami (na dodatek podobno jednych z najtańszych w Europie).

Golf i Bond

Najsłynniejszym jednak miejscem wśród narciarzy golfistów jest szwajcarska Crans Montana. Pierwsze pole golfowe (z 18 dołkami) powstało tam – na wysokości 1500 m n.p.m.! – już w 1908 r., tuż po tym, jak do odciętej od świata górskiej osady doprowadzono wreszcie w miarę przejezdną drogę z doliny. Duchem przedsięwzięcia był dr Stephani, lekarz z Genewy, którego zachwyciła sceneria tego nasłonecznionego, bo południowego, masywu Alp Berneńskich (miał rację: już widok na nieodległy Matterhorn, a także Mont Blanc, o innych cztero- i trzytysięcznikach nie wspominając, jest imponujący). Postanowił więc rozsławić wioskę używając swoich pacjentów spośród... dziennikarzy. W 1911 r. rozegrany tam został pierwszy w historii narciarstwa bieg zjazdowy. Równocześnie uruchomiono kolejkę linową (wówczas najdłuższą, bo liczącą 4,2 km, w Szwajcarii) z miasteczka Sierre w dolinie. Dzięki temu goście zamiast czterogodzinnej podróży na grzbiecie muła mogli dostać się do Crans w godzinę.

Kolejne zawody ściągały najlepszych: golfistów i narciarzy. W końcu Crans Montana stała się areną Omega European Masters Golf, najważniejszego turnieju golfa na kontynencie. Rokrocznie odbywa się tu także alpejski Puchar Świata.

Dziś z lotniska w Zurychu można dotrzeć do Crans Montana komfortowym pociągiem w dwie i pół godziny (wliczając w to trwającą obecnie ledwie 12 minut podróż kolejką linową z Sierre). Miasteczko – bo tak trzeba obecnie mówić o Crans Montana – liczy 6400 stałych mieszkańców, ale w szczycie sezonu przyjmuje ok. 50 tys. gości. Próbuje łączyć wymagane przez większość klientów luksusy z górskim charakterem (niestety w latach 70. wybudowano tu kilka blokowisk z apartamentami na wynajem). Ma kasyno, 12 publicznych basenów (oprócz tych hotelowych) oraz 186 rozmaitych sklepów – w tym najlepszych marek świata.

Obok najstarszego pola golfiści mogą próbować sił na trzech innych (dwa po 9 dołków, jedno – 19) bądź na czterech polach „pod dachem”. Dwa z nich dostępne są także w zimie – dla golfistów narciarzy właśnie. Fanom powiedzą coś pewnie takie nazwiska klientów Crans Montana, jak Jack Nicklaus czy Severiano Ballesteros (słynni golfiści). A najnowszą atrakcją jest The Golf Performance Center – czynne cały rok centrum treningowe z symulatorami uderzeń i analizatorami lotu piłki.

A co do tras narciarskich, to – jak na tej klasy kurort przystało – są one, by tak rzec, dostojne. Wśród 140 km tras przeważają niebieskie (55 km) i czerwone (70 km), w tym ta, na której rozgrywane są zawody alpejskiego Pucharu Świata i malownicza, licząca 12 km, Piste Nationale. Bo sceneria jest chyba największą zaletą zimy w Crans Montana. Prócz panoramy Alp wrażenie robią formy skalne tuż przy nartostradach. Wystarczy lekko odbić z trasy pod Les Viloletttes (2250 m n.p.m.), by znaleźć się w głębokim na dobre 30 m kanionie porównywanym przez niektórych do amerykańskiego Colorado. Efektowne jest też rozległe plateau lodowca Plaine Morte i prowadząca z niego urozmaicona trasa zjazdowa do samej Montany.

Wyjątkowość nart w Crans Montana polega wreszcie na tym, że tu się je celebruje. Bywalcy, przykładowo, nie sprowadzają przerwy na posiłek do pospiesznego wchłonięcia zupy bądź talerza makaronu i wypicia kufla piwa. Dla nich oznacza ona wielodaniową ucztę, najlepiej na tarasie restauracji Chetzeron (2100 m n.p.m.). To zaadaptowana do nowej roli górna stacja dawnej kolejki linowej – z nowoczesnym, acz eleganckim wystrojem. Klasę trzyma także obsługa, o kuchni nie wspominając. Nie bez powodu krytycy wymieniają Chetzeron wśród najlepszych górskich restauracji Alp. Prócz stałego menu chef codziennie sugeruje inną swoją specjalność bazującą na tradycji.

Trudno się dziwić, że rezydujący od kilku lat w Crans Montanie sir Roger Moore tłumaczy ponoć, iż na całym świecie nie spotkał spokojniejszego i piękniejszego miejsca. A chyba wie, co mówi, bo przecież jako James Bond co nieco w życiu zobaczył.

A że najbliższe tygodnie stać będą pod znakiem Agenta 007 (zarówno z racji 50 rocznicy emisji pierwszego filmu o jego przygodach, jak premiery najnowszego odcinka), więc pewnie i to wykorzystają te stacje zimowe, w których walczył on na chwałę Jej Królewskiej Mości. Jak choćby francuskie Tignes, szwajcarskie Mürren (w okolicy Interlaken) czy włoska Cortina d’Ampezzo.

Polityka 45.2012 (2882) z dnia 07.11.2012; Ludzie i Style; s. 70
Oryginalny tytuł tekstu: "Narty, narty i... coś ekstra"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną