Dla mnie bomba! – powiedziałby Jerzy Dobrowolski, znakomity twórca kabaretowy, czytając „Rzeczpospolitą”. Gazeta, która kiedyś aspirowała (bezskutecznie), żeby być obiektywną, bezstronną, zamieszcza fałszywą informację o odkryciu materiałów wybuchowych we wraku samolotu prezydenckiego i od tej rewelacji trzęsie się cała Rzeczpospolita. Nie była to „informacja” podrzucona z zewnątrz, wydrukowana przez przeoczenie. Przeciwnie – wyszła z samego serca „Rzepy” i była rzekomo potwierdzona przez tajemnicze cztery źródła (!). Stąd żarty, że rozlała się woda z czterech źródeł. Zawartość prawdy w tej wodzie jest śladowa.
Autor i redaktor odpalili ładunek, który wybuchł im w rękach, przynosząc szkody im samym, redakcji, mediom, PiS, a także opinii o Polsce. Eksplodowali politycy z trotylu – Janusz Palikot, a przede wszystkim Jarosław Kaczyński oraz jego otoczenie, wzmacniając absurdalne oskarżenia o „morderstwo 96 osób”, „zdradzonych o świcie”, nasilając zniesławianie najwyższych władz w kraju i za granicą. Odżyły wezwania, by lud wyszedł na ulicę i obalił (demokratycznie wybrany) rząd.
Wiarygodność autora, redaktora i gazety doznały poważnego uszczerbku. Każdy znany dziennikarz ma swoich krytyków. Ja sam niejednokrotnie polemizowałem z Cezarym Gmyzem, a np. Jacek Żakowski (który w oczach „niepokornych” z prawicy jest jednym z symboli zepsucia mediów III RP) w radiu TOK FM krytycznie ocenia dorobek dziennikarski Tomasza Wróblewskiego. Ale co innego polemika, krytyczna ocena, a co innego wysadzić się w powietrze, samemu poczuć się zmuszonym do rozważenia rezygnacji ze stanowiska naczelnego redaktora.