„Nas, prawdziwych nałogowców, żaden zakaz nie złamie” – zapowiadał prof. Wojciech Burszta, antropolog kultury, i po dwóch latach deklaruje, że słowa dotrzymał. A restrykcje nawet w pewnym sensie docenia, bo dyscyplinują palenie; sprawiają, że człowiek mniej bezmyślnie sięga po papierosa. Jak każdy palacz, ma swoją prywatną mapę miasta, z lokalami, w których można palić, gdy późną jesienią znikają kawiarniane ogródki.
– Można powiedzieć, że restauracja Harenda stała się moim nieoficjalnym biurem. Tam umawiam się na poważniejsze rozmowy, których bez papierosa prowadzić się nie da – mówi.
Zakazy nie wpłynęły na zmniejszenie liczby palących Polaków. Od 2008 r. jest ona mniej więcej stała – ok. 30 proc. Ale część osób deklaruje, że ogranicza palenie. Głównie jednak ze względu na rosnące ceny papierosów, a nie dyskomfort czy antynikotynową propagandę.
Styl okienno-łazienkowy
Marii Czubaszek w życiu nie przyszło do głowy, żeby rzucać. Pali od 16 roku życia. Ostatnio trzy paczki mentolowch dziennie i z tego powodu Wojciech Karolak, mąż, mówi o niej „zielone płuca Warszawy”.
– Niedawno „Super Express” napisał na czołówce, że puszczam z dymem majątek. Trochę się zdziwiłam, bo nie wiedziałam, że mam majątek, a potem zajrzałam do środka, gdzie mnie podliczyli na 13 tys. zł rocznie. Tak się zdenerwowałam, że z nerwów zaczęłam palić jeszcze więcej – opowiada. A co do zdrowia? – Niepalący też będą żyli tylko do śmierci. Cudów nie ma. Mnie jeśli coś zabije, to nie palenie, ale zakaz palenia.