Annie Niemierko w dzieciństwie znaczki kojarzyły się z łazienką. I z niedogodnościami: ręce trzeba myć nad wanną, bo umywalka jest wypełniona wodą, w której unoszą się kolorowe papierki i odklejone od nich strzępki kopert. Tata Anny, namiętny filatelista, w systemie umywalkowo-łazienkowym poszerzał swoje zbiory.
Innym znaczki kojarzą się z samotnością, z klaserową mutacją mola książkowego ślęczącego z lupą wśród zakurzonych regałów. Jeszcze innym służą za matrycę marzeń o egzotycznych podróżach, baśniowych zabytkach – o tym, co nieosiągalne, bo odległe lub minione.
Całkiem współczesny znaczek jest jednak bytem, który ciągle się zmienia, żyje, potrafi poruszać. Polscy projektanci uchodzą za najsprawniejszych na świecie w dziedzinie twórczego zagospodarowania powierzchni trzynastu centymetrów kwadratowych (to najczęstszy rozmiar znaczka). Potwierdzają to zbierane przez nich nagrody na międzynarodowych konkursach sztuki filatelistycznej. Mały papierowy prostokąt często wzbudza silne emocje nawet zanim w ogóle powstanie.
Mały znaczek, wielkie sprawy
Publikowany w milionowych nakładach znaczek pocztowy ma oczywisty walor środka propagandy. Pierwszy papierek potwierdzający dokonanie opłaty za przesyłkę, wydany w 1840 r. w Wielkiej Brytanii, zadrukowano podobizną królowej Wiktorii. Od tamtej pory z tej formy popularyzacji własnego wizerunku i przekonań skwapliwie korzystali władcy w różnych częściach świata.
Jak pisze Monika Milewska w książce „Bogowie u władzy”, wydana we Włoszech Mussoliniego seria filatelistyczna z okazji dwutysiąclecia urodzin cesarza Augusta (do którego z upodobaniem porównywał się duce) zaopatrzona została w cytaty z „Res gestae divi Augusti” – sporządzonego przez cesarza spisu jego własnych dokonań.