"Nie schodzi się z krzyża" - tak kardynał Stanisław Dziwisz skomentował abdykację Benedykta XVI z funkcji papieża. A jednak ta decyzja ma swoją wagę i wartość. Jan Paweł II odważył się pozostać na swoim krzyżu do końca. Podzielił się własnym starzeniem, przemijaniem. Dał patrzeć na niszczenie ciała, na codzienny heroizm zmagania się z nim, walkę z sobą samym, przewalczanie oporu coraz ciężej pracującego umysłu. Benedykt XVI podjął decyzję inną. I ten gest też ma swoje znaczenie.
Jak zaznacza prof. Wiesław Łukaszewski z wydziału sopockiego Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej (pełna rozmowa z profesorem ukaże się w najbliższym „Pomocniku Psychologicznym”), wyobrażenie sobie zmian, jakie niesie starzenie się, to jedno z poważniejszych życiowych wyzwań. Żeby zobaczyć siebie w przyszłości, również potrzeba odwagi: bo i decyzja o odejściu może zostać oceniona źle, i codzienność zmieni się w sposób trudny do przewidzenia, tych zmian będzie całe mnóstwo. Jednocześnie, ich kierunek jest mniej więcej wiadomy - potrzeba więc także pokory. Trzeba wreszcie dystansu i mądrości, by stworzyć sobie alternatywne scenariusze na tę nieprzewidywalną – przewidywalną przyszłość. Nie jeden, ale kilka, bo, jak wynika z badań, właśnie wielość wyjść „B” powoduje, że finał jest zwykle pozytywny, że na tym najpóźniejszym etapie do końca można dobrze żyć.
W dodatku trzeba umieć rozpisać to wszystko na czynniki pierwsze, na tyle, na ile to możliwe – jeśli będą zmiany, to jakie i kiedy. Jeśli miałoby się wydarzyć to czy tamto, to jakich umiejętności brakuje, oraz jak i kiedy braki uzupełnić.
Schodzenie ze sceny to proces. Trudny i wyjątkowy. Ze stanowisk eksponowanych, związanych z posiadaniem władzy, odchodzi się najtrudniej, bo – poza wszystkim, o czym wyżej - trzeba jeszcze zgodzić się na oddanie kontroli. Na wejście w zależność. A jednak, jak podkreśla prof. Wiesław Łukaszewski – te ćwiczenia praktyczne z zależności też mają swój głębszy sens. W końcu kiedyś, wszyscy, nieuniknienie wejdziemy w jakąś zależność.