Było może pięć minut do przyjazdu taksówki. Elżbieta Szczęsna czekała z bagażami w przedpokoju. Wybierała się na dwutygodniowe wczasy, kiedy jej syn Jurek powiedział: mamo, jestem gejem, nic mi teraz nie odpowiadaj, przemyśl to i napisz do mnie. Szok był tym większy, że w ogóle się tego nie spodziewała. Myślała, że Jurek ma dziewczynę. Często bywała u nich w domu, wyjeżdżali razem, byli blisko.
Elżbieta nie potrzebowała dwóch tygodni, żeby wszystko przemyśleć. Napisała list krótko po przyjeździe, że go bardzo kocha, ale potwornie się boi świata dookoła, który może zaszczuć, skrzywdzić. Wymówiła to chyba w złą godzinę, bo niedługo później Jurek został pobity. Kiedy wychodził wieczorem z gejowskiego klubu, wsiadło za nim do taksówki czterech bandziorów.
– Dotarł do domu cały we krwi. Nigdy w życiu nie zapomnę tego widoku. Może to brzmi patetycznie, ale to był moment, gdy poczułam, że muszę się zaangażować. Żeby inne matki nie musiały oglądać swoich dzieci w takim stanie – opowiada. O Jurka może być dzisiaj spokojna. Kiedy wyjechał do Berlina uczyć się języka i zobaczył, że geje mogą tam żyć całkiem normalnie, postanowił zostać. Pracuje w biurze legislacyjnym frakcji Zielonych w Bundestagu, ma stałego partnera, można powiedzieć, że spełnił marzenie każdej matki, żeby dziecko się ustatkowało i było szczęśliwe. Chociaż pewnie wolałaby mieć go bliżej siebie. Od momentu gdy przeszła na emeryturę, prowadzi grupy wsparcia dla rodziców w stowarzyszeniu Lambda.
Niech się nie boją
Współpracująca z Lambdą psycholożka Renata Romanowska porównuje moment coming outu dziecka do uderzenia obuchem w głowę. Przychodzi poczucie wstydu, życiowej klęski, winy, pytania o popełnione błędy. Ciągle, choć coraz rzadziej, zdarza się, że rodzice reagują całkowitym odrzuceniem, zrywają kontakty albo stosują szantaż: będziesz hetero albo się wynoś.
– Dotyczy to zwłaszcza gejów i lesbijek, którzy przyjeżdżają do Warszawy z małych miejscowości, bo tu jest im łatwiej. Rodzina najczęściej dowiaduje się przypadkiem i bywa, że dochodzi do sytuacji dramatycznych – mówi Romanowska. – Jednej z moich podopiecznych mieszkający pod Warszawą rodzice zabrali telefon, komputer, zawozili i przywozili na uczelnię, a jak się zbuntowała, wyrzucili z domu. Inną po prostu zabrali z Warszawy i zastosowali areszt domowy. Nie mam z nią kontaktu.
Nawet dla wielkomiejskich, otwartych i tolerancyjnych rodziców to nie jest sytuacja łatwa. Włączają się lęki, wątpliwości, poczucie izolacji. Człowiekowi się wydaje, że sam jeden na świecie jest w takiej sytuacji. Łatwiej oswoić problem, gdy spotka się kogoś, kto też to przeżył, podzieli się doświadczeniami, pokaże, że może być normalnie. Elżbieta Szczęsna prowadzi grupę wsparcia od 6 lat. Przyznaje, że wiele się przez ten czas zmieniło. Na początku zdecydowana większość rodziców miała kłopot z zaakceptowaniem orientacji dziecka. Dziś zdecydowana większość akceptuje, ale boi się reakcji otoczenia. Nie potrafią o tym rozmawiać z rodziną, przyjaciółmi, sąsiadami.
– W takiej sytuacji radzę, by uchylali drzwi szafy powoli, przez rozmowy z własnymi rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółką. Po każdej takiej rozmowie można trochę odczekać, oswajać się – opowiada. Jej wyjście z szafy zajęło miesiąc. Umówili się z Jurkiem, że nigdy nie będą niczego udawać. Nawet z panią, która przychodzi sprzątać, gdy pyta, co tam u dzieci, rozmawia otwarcie. Teraz dojrzała do tego, by zabrać głos publicznie, z odkrytą twarzą, pod własnym nazwiskiem. Została prezeską Stowarzyszenia Rodzin i Przyjaciół Osób LGBT Akceptacja. Kończą się już rejestrować. Chodzi o to, by rozszerzyć działalność na całą Polskę. Jedna grupa wsparcia w Warszawie to za mało. Geje i lesbijki są też w Białymstoku, Szczecinie czy Zakopanem.
Niech nas zobaczą
Dla Tamary Uliasz to była dłuższa droga. Studiowała pedagogikę w latach 70. i miała głowę pełną stereotypów; że homoseksualiści to grupa wysokiego ryzyka, jeśli chodzi o zachowania społeczne, czy wręcz jakaś więzienna podkultura. Kiedy młodszy syn Leszek oświadczył, że jest gejem, dostała ataku histerycznego płaczu. To był trudny czas dla jej rodziny. Mąż umierał, wiedzieli, że zostało mu niewiele czasu. Ale to on zachował się w tej sytuacji wbrew stereotypowi, że matki akceptują bezwarunkowo, a ojcowie mają z gejostwem synów psychiczny problem. Żeby przerwać histerię, zamknął się z Leszkiem w drugim pokoju, zapewnił, że go kocha i wspiera. Dla Tamary jeszcze przez parę miesięcy to był temat tabu. Udawała, że nie było rozmowy. Dopiero po śmierci męża zaczęła się powoli przełamywać: dyskusje ze starszym synem, lektury, spotkanie z psychologiem.
– Zresztą Leszek nie dał mi siedzieć w tej szafie. Oboje z mężem byliśmy społecznikami, wiele lat pracowaliśmy z dziećmi trudnymi i upośledzonymi. I naszych synów też wychowaliśmy w tym duchu. Leszek szybko zaangażował się w działalność Kampanii przeciw Homofobii. Wypowiadał się publicznie, wziął udział w akcji Niech nas zobaczą – wspomina.
Okazało się, że dla rodziny nie jest to żaden problem. Dalsi i bliżsi krewni jednym głosem zapewniali, że zawsze znajdzie się miejsce przy stole dla Leszka i jego partnera. Chociaż wtedy jeszcze o żadnym partnerze mowy nie było. Dopiero 3 lata temu Leszek podczas pobytu w Hiszpanii poznał Simona. Mieszkali tam razem przez 2 lata. Gdy Hiszpanię dopadł kryzys, Leszek musiał wrócić do Polski, ale spotykają się, kiedy tylko mogą. Simon przyjeżdża do Polski na wakacje i święta. Mają już za sobą wspólną rodzinną Wigilię na 20 osób, imieniny cioci; teraz ma wpaść na Wielkanoc. Żeby przełamać barierę językową, Tamara zaczęła się uczyć hiszpańskiego.
Oczywiście gdzieś z tyłu głowy nadal czai się lęk, żeby Leszka ktoś nie skrzywdził, ale silniejsze jest poczucie, że świetnie sobie poradził w życiu i jest szczęśliwy. Nauczyła się też reagować. Jechała kiedyś w delegację z pięcioma kolegami. Żeby skrócić podróż, zaczęli opowiadać dowcipy. W pewnym momencie ktoś rzucił żart o pedałach; z tych łagodnych, ale i tak ją zatkało. Przełamała się i powiedziała, że bardzo przeprasza, ale sobie tego nie życzy, bo jest mamą geja. Po chwili martwej ciszy koledzy zarzucili ją pytaniami: a jak relacje rodzinne, a co robi, czy z kimś jest? Ma już za sobą udział w Paradach Równości, na które chodzą całą rodziną, a w zeszłym roku wzięła udział w Akademii Zaangażowanego Rodzica, zorganizowanej przez KPH. Jej częścią było spotkanie z Judy i Dennisem Shepardami, rodzicami Matthew, 21-latka zamordowanego w 1998 r. za to, że był gejem.
– To było niesamowite. Wszyscy płakaliśmy, gdy Shepardowie opowiadali swoją historię. Z jednej strony oni ucieleśniali nasze lęki, uświadamiali, że strach ma realne podłoże, i to był dla mnie wstrząs psychiczny – wspomina. – Z drugiej strony był to wstrząs otwierający. Trzeba zacząć działać.
To właśnie wtedy kilkanaścioro rodziców, którzy poznali się podczas warsztatów, postanowiło założyć Stowarzyszenie Akceptacja i zawalczyć o prawa swoich dzieci. W końcu kto to zrobi lepiej, jak nie oni. Miłość rodzicielską każdy zrozumie; nawet konserwatysta.
Niech rozmawiają z nami
Sejmową debatę o związkach partnerskich Elżbieta Szczęsna oglądała ze zgrozą, bo takiej dawki bzdur, kłamstw i ignorancji nie słyszała od dawna. Nawet nie o to chodzi, że bolało. Przez lata zdążyła się opancerzyć i można powiedzieć, że to, co o związkach homoseksualnych myśli pewna prawicowa posłanka, ma – delikatnie mówiąc – w nosie. Najgorsze było poczucie bezradności, że większość sejmowa odrzuciła wszystkie projekty, że nie chcieli nawet podjąć rozmowy.
– Ja to odebrałam jako ograniczenie praw obywatelskich. Nawet nie mojego syna, ale moich własnych – deklaruje Tamara Uliasz. – Nie rozumiem, dlaczego inni rodzice mogą mieć dzieci w związkach, a ja nie. Przecież Simona kocham tak samo jak Karolinę, partnerkę starszego syna.
Aneta Ostrowska była wtedy na galerii sejmowej razem z córką Wiktorią i jej partnerką Olą. Siedziała z przodu. Co chwilę nerwowo się odwracała i mówiła: dziewczyny, nie słuchajcie tego. Czuła się jak matka małego dziecka, któremu trzeba zasłonić oczy i uszy, gdy w telewizji pokazują okrutne sceny. Bo z taką agresją i nienawiścią Wiktoria z Olą się wcześniej nie spotkały. W domu Ostrowskich od zawsze bywali homoseksualni przyjaciele.
– Można powiedzieć, że nasze imprezy były czymś w rodzaju antyhomofobicznej terapii. Znajomi o konserwatywnych poglądach spotykali gejów, rozmawiali z nimi, mogli zobaczyć, że to naprawdę wartościowi ludzie – opowiada Rafał, mąż Anety, ojczym Wiktorii.
Aneta, zanim jeszcze dowiedziała się, że ma córkę lesbijkę, próbowała pertraktować z rodzicami znajomych gejów. I to z sukcesem. Matka jednego z nich na początku twierdziła, że syn jest chory psychicznie, powinien się leczyć, a potem ożenić. Po długiej rozmowie udało się ją nakłonić, żeby upiekła ciasto i poszła odwiedzić mieszkającego z partnerem syna. Poszła z tym ciastem i gdy, zamiast gniazda rozpusty, zobaczyła wypucowany dom i półki pełne słoików z przetworami, coś się w niej przełamało.
– Niby powinnam być przygotowana, ale kiedy 15-letnia Wiktoria wróciła któregoś dnia ze szkoły i powiedziała, że się zakochała w koleżance, poczułam się lekko ogłuszona – przyznaje Aneta. – Pierwsza myśl była głupia: nie będę mieć wnuków. Zaraz się zreflektowałam: no to nie będę. A może będę, bo to przecież nie zależy od orientacji. Gorszy był lęk przed szykanami, które mogą ją spotkać, przed stygmatyzacją.
Żeby ochłonąć, zaprosili Olę i pojechali całą rodziną nad morze. Spacerowali po plaży. Dziewczyny szły przodem, trzymając się za ręce. Nikt ich nie zaczepiał, nikt nawet nie zwracał uwagi. Pomyśleli, że może wszystko się ułoży. Ale wsparcie ze strony rodziców musi być absolutne i bezwarunkowe. To jest fundament.
– Widziałam, jak moi przyjaciele zmagają się z nałogami, depresją, stresem. Odmówić akceptacji homoseksualnemu dziecku, to tak jakby wyrzucić z gniazda pisklaka z przetrąconymi skrzydłami – mówi Aneta.
Wiktoria i Ola są razem już 6 lat. Studiują socjologię, od dwóch lat mają wspólny dom. Biologiczny ojciec Wiktorii nie ma z tym problemów. Mama Oli też. Tylko tata Oli nic nie wie. Od dawna są po rozwodzie; zajęty biznesem nie bardzo interesuje się córką.
Aneta i Rafał włączyli się w działania Stowarzyszenia Akceptacja. Zgodzili się także wziąć udział w organizowanej przez KPH akcji Rodzice, odważcie się mówić. Na początku marca w pięciu miastach Polski pojawią się plakaty ze zdjęciami rodziców i ich homoseksualnych dzieci, m.in. aktora Władysława Kowalskiego z synem Kubą, reżyserem. Będą wśród nich także oni z Wiktorią.
– Chcemy walczyć o związki partnerskie, bo to jest potrzebne naszej córce – deklarują. – Skoro prawicowi politycy brzydzą się naszych homoseksualnych dzieci, niech rozmawiają z nami. Jesteśmy heteroseksualni.