Resort pracy chwalił się przed laty, że szykuje obowiązkową terapię. Długotrwale bezrobotni mieliby 10 godzin tygodniowo pracować na rzecz gminy i drugie tyle z trenerem, który będzie ich motywował, uczył, jak poruszać się po rynku pracy. Tak przez dwa miesiące. A potem jeszcze ewentualne szkolenia, prace interwencyjne, wsparcie agencji pracy. Kto nie zechce uczestniczyć w programie, na 9 miesięcy wypadnie z rejestru bezrobotnych, czyli straci prawo do ubezpieczenia zdrowotnego.
Elżbieta ma zasady
Zna na pamięć ceny produktów w okolicznych sklepach. Wie, gdzie mają miód tańszy o złotówkę, gdzie kupi ulubioną oliwę w najlepszej cenie. Często w grę wchodzi różnica kilkudziesięciu groszy. Gdy musi pójść do dentysty, starannie analizuje oferty różnych gabinetów, porównuje wyposażenie, ceny, gwarancje, jakie daje lekarz.
Ta 50-letnia absolwentka pomaturalnej szkoły bibliotekarskiej, niegdyś zatrudniona w archiwum prasowym, przestała pracować 20 lat temu, gdy wraz z mężem z przyczyn mieszkaniowych przeniosła się z Trójmiasta do Sierakowic na Kaszubach. Miejscowość (ponad 7 tys. mieszkańców) ma status wsi, choć funkcjonuje jak prężne miasteczko – dużo sklepów, punktów usługowych, firm. Elżbieta jest przekonana, że miejscowi zatrudniają głównie rodzinę, znajomych. Dlatego nigdy nie pytała tu o pracę. Jej mąż, inżynier elektronik, jakiś czas pracował. Jeździł po całej Polsce, zakładając telefonię. Dobrze zarabiał. Ale gdy firmę dotknęły redukcje, poczuł się zmęczony, postanowił odpocząć. Jakby zaraził się inercją żony. Zaczęli żyć z oszczędności.
Płaszcz Elżbieta kupuje jeden na wiele lat, z promocji dobrej polskiej firmy.