Oto „peerelowski dziennikarz”, który nie przeprasza za PRL, nie bije się w piersi, że należał do partii, przeczuwał stan wojenny (choć z jego powodu „rzucił” – jak mówi – legitymację PZPR), nie wstydzi się, ba, jest dumny ze swoich osiągnięć w telewizji Edwarda Gierka i Macieja Szczepańskiego, zdążył jeszcze wstąpić do PPS, być radnym SLD i redaktorem „Trybuny”. I z wszystkiego tego jest zadowolony. Nie wierzycie? Oto fragmenty książki „Wańka-wstańka. Z Januszem Rolickim rozmawia Krzysztof Pilawski”.
PRL? „PRL była jedyną Polską, jaką mogliśmy mieć po przegranej przez nas z kretesem wojnie. Ta Polska Ludowa była dla żyjących wówczas Polaków jednocześnie nieszczęściem i darem, bo mogło jej w ogóle nie być. Choć model ustrojowy został nam narzucony, a sam Stalin żartował, że komunizm pasuje do Polski jak siodło do krowy, to dla mnie, człowieka żyjącego w tamtych latach, było rzeczą prawdziwie zachwycającą, że mimo wszystko ta Polska, przesunięta o kilkaset kilometrów na zachód, stanęła na nogi, rozwijała się, zagospodarowała poniemieckie ziemie, a jej mieszkańcy dokonali ogromnego awansu cywilizacyjnego”.
PZPR? „Jako opozycjonista może mógłbym wydać jakąś książkę w drugim obiegu. Gdybym nie był w partii, nie zrealizowałbym setek programów telewizyjnych, nie ocenzurowałbym ruskiego filmu, nie poznałbym kuchni władzy. Dzięki legitymacji partyjnej uzyskałem wpływ na fragmencik rzeczywistości i sądzę, że wykorzystałem go z pożytkiem nie tylko dla siebie”.
TVP? „…telewizja lat 70. była ewenementem na skalę światową.