Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Zagrożony gatunek

Rosjanka uczy polskiego

To Marina wymyśliła, że skoro dzieci z ADHD nie potrafią wysiedzieć długo w ławce, lekcje muszą być w ruchu. To Marina wymyśliła, że skoro dzieci z ADHD nie potrafią wysiedzieć długo w ławce, lekcje muszą być w ruchu. Tadeusz Późniak / Polityka
Rosjanka uczy języka polskiego 10-letniego Czeczena z zespołem ADHD. Autorską, podziwianą przez specjalistów metodą. Tak prostą, że prawie niewykonalną.
Tamerlan ma zdiagnozowane ADHD, a także zespół stresu pourazowego, objawy szoku kulturowego, często dotykającego ludzi przenoszących się z jednej kultury w inną.Tadeusz Późniak/Polityka Tamerlan ma zdiagnozowane ADHD, a także zespół stresu pourazowego, objawy szoku kulturowego, często dotykającego ludzi przenoszących się z jednej kultury w inną.

Rok temu Tamerlan nie chodził do szkoły, bo nikt nie potrafił sobie z nim poradzić. Miał prawie 10 lat, nie znał żadnej litery. Uważał się za debila, skoro nie skończył nawet pierwszej klasy. Powód: „brak umiejętności kreślenia kształtów literopodobnych”. Nie miał przyjaciół, nie miał zainteresowań, tylko jadł i spał.

Dzisiaj umie czytać i pisać. Z niecierpliwością czeka na przerwę, bo będą czytali na dwa głosy z nauczycielką Mariną Hulią jego ulubione książki: D.O.M.E.K (o najdziwniejszych domach na świecie – siódmy raz), S.Z.T.U.K.Ę (o najdziwniejszych dziełach sztuki współczesnej – drugi raz) albo jakieś książki o kosmosie, dinozaurach, ludzkim ciele.

Tamerlan dziewięć lat temu uciekł z rodzicami z ogarniętej wojną Czeczenii. Miał wtedy półtora roku, jego siostra Tosza 7, a brat Rasuł 8. Najstarszy, 16-letni Islam został w Groznym, żeby opiekować się chorym dziadkiem.

Bracia Zargan, mamy Tamerlana, poszli w góry walczyć. Ją torturowano. Wiele razy przychodzili i pytali: Gdzie bracia? A ona marzyła, żeby przystawili jej lufę do skroni i strzelili, zamiast się pastwić. Więc Polska. Na fałszywych, zdobytych paszportach. Najpierw cztery lata tułaczki po ośrodkach dla uchodźców, potem cztery lata wędrówek po ośrodkach interwencji kryzysowej. Pokój dla całej rodziny, wspólna kuchnia, łazienka i toaleta, i rygor: nie można zaprosić gości, widzenia z kimś spoza ośrodka tylko w specjalnym pokoju, nie można trzymać zwierząt. Z jednego ośrodka dla samotnych matek ich wyrzucili, bo hodowali królika – żeby było bardziej jak w domu.

Do tego ośrodka uciekli przed mężem i ojcem, który pił i bił. Zargan wniosła sprawę o rozwód. Wkrótce były mąż, kierowca tirów, poszedł do więzienia za przemyt ludzi przez wschodnią granicę oraz jazdę po pijanemu.

Polityka 25.2013 (2912) z dnia 18.06.2013; kraj; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Zagrożony gatunek"
Reklama