Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Obrzydliwe, ale smaczne

Smakołyki z różnych części świata

Percebes, czyli surowe mięczaki - danie portugalskie. Percebes, czyli surowe mięczaki - danie portugalskie. EAST NEWS
Jak to świństwo położyć na języku? Często największym wrogiem w podbojach kulinarnych bywa wybujała wyobraźnia. Ale niech zamilknie! Świat należy poznawać za pomocą kubeczków smakowych.
Co dobrego za stołem?Marek Raczkowski/Polityka Co dobrego za stołem?

Przydarzyło mi się to w Mongolii. Spędziłem kilka dni w kołchozie, w którym oprócz kilkunastu rodzin pasterzy żyło kilkanaście tysięcy owiec. O innych zwierzętach nie wspomnę, bo opowieść dotyczy wyłącznie owiec. A właściwie ich głów.

Spanie w jurcie nie sprawiało mi kłopotów, choć do przyjemności też trudno by to zaliczyć. Trochę insektów, sporo dziwnych owadów i intensywny zapach źle wyprawionych skór.

Na upał najlepszym środkiem była herbata. Dość tłusta, pływały w niej wielkie oka baraniego łoju, i gorąca. Kilka łyków herbaty powodowało, że człek się pocił i upał na zewnątrz wydawał się zupełnie znośny. A tłuszcz zapewniał brak apetytu, co przy pasterskim menu było bardzo wskazane.

Na ucztę pożegnalną pasterze przygotowali danie wręcz królewskie. Gotowany barani łeb. W tym samym kotle co uprzednio herbata. Łeb w kotle spędził sporo czasu. Resztki baraniej sierści wypadły i zostały wyłowione. Kości zmiękły i dawały się potem łatwo wyjmować, a niektóre nawet gryźć.

Podziałem smakowitego dania zajmował się przewodniczący kołchozu. Robił to z wielką wprawą. Wyciągnął ozorek i pokroił na kilka porcji. Największa przypadła dla honorowego gościa, czyli dla mnie. Zjadłem go, mlaszcząc jak sąsiedzi przy stole i wychwalając delikatność potrawy. Prawdę mówiąc, nie budziło to we mnie specjalnego oporu, ponieważ ozorki cielęce i wołowe często goszczą na stole i w moim rodzinnym domu. Nieco inaczej robione, ale wyglądające niemal identycznie.

Podobnie było i z móżdżkiem. Najbardziej wprawdzie lubię móżdżek zapiekany w kokilce, ale i ten ugotowany dało się zjeść bez oporu, a nawet rzekłbym – ze smakiem. Na koniec przewidziane było danie najwytworniejsze. Trafiło ono na dwa talerze: przewodniczącego i honorowego gościa. Dreszcz mnie przeszedł, gdy spojrzałem na talerz: danie bowiem patrzyło na mnie (tak jak i ja na nie) bez sympatii. Było to bowiem ugotowane baranie oko.

Zanim oswoiłem się z myślą, że będę musiał to zjeść, minęło kilka chwil. Gospodarz wygłosił stosowny toast o przyjaźni polsko-mongolskiej i wyraźnie uzależnił jej trwałość od mojego zachowania. Wiedziałem, że nie mogę zawieść ojczyzny. Włożyłem więc oko do ust i pociągnąłem ze szklanki spory haust ciepłej wódki. Poooszło!

 

W chwilę potem wiedziałem, że zachowałem się jak głupiec. Zjadłem coś, czego już nigdy w życiu nie będę miał okazji spróbować, i nie rozgryzłem, nie roztarłem na języku, słowem, nie posmakowałem. O repetę nie mogłem prosić, bo drugie oko, smakowicie mlaszcząc – i to bez popitki – pochłonął potomek Tamerlana. Tak bywa, gdy się w porę nie poskromi wybujałej wyobraźni.

Nigdy więcej do tego nie dopuściłem. Ani jedząc tajlandzki balud, czyli ugotowane w jajku niewylęgłe pisklę kaczki, ani wysysając percebes, tj. surowe mięczaki siedzące w czarnych rurkach, a oderwane od przybrzeżnych skał w Portugalii, ani nawet podczas delektowania się casu marzu – sardyńskim owczym serem pełnym larw much, które spulchniły go i nadały delikatności. Prawdę mówiąc, wszystkie trzy ostatnie potrawy uważam za wyjątkowo pyszne. A wyobraźnia szczęśliwie – milczy! Świat poznawać należy także za pomocą kubeczków smakowych, języka, podniebienia i warg. Jedząc to, co jadają tubylcy, można się wiele dowiedzieć o ich charakterze, ale także obyczajach, a nawet historii.

Podobne reguły działają i w odwrotną stronę. I trzeba o tym pamiętać, podejmując w domu cudzoziemców. Nie należy więc zbytnio się dziwić, że odmawiają oni delektowania się różnymi potrawami, które – naszym zdaniem – są pyszne i świadczą o wielkości polskiej kuchni.

Darujmy więc sobie krytyczne uwagi, gdy znajomi Węgrzy brzydzą się zsiadłym mlekiem (nawet z młodymi ziemniaczkami i koperkiem), Włosi nie chcą tknąć czerniny, a Hiszpanie dostają dreszczy na widok flaków z pulpetami. Nawet Francuzi, mimo że mają choucroute, czyli danie alzackie z gotowanej kapusty, uważają, że szlachetny bigos odgrzewany wielokrotnie i nabierający smaku należy szybko wyrzucić do śmietnika.

Szybko wspomnijmy swoje spotkania z wędzonymi dżdżownicami (a to prawdziwy delikates!), mięsem rekina leżakującym wiele dni w piasku islandzkiej plaży lub smakowitym owocem durianu, który pachnie jak nieoczyszczana nigdy kurpiowska sławojka.

Prawdę mówiąc, jadłem wszystkie wymienione tu potrawy i tylko mongolski smakołyk wprawił mnie w zakłopotanie. Ale gdyby trafiła się po raz drugi taka okazja – zjadłbym oko baranie bez wahania.

Polityka 26.2013 (2913) z dnia 25.06.2013; Ludzie i Style; s. 101
Oryginalny tytuł tekstu: "Obrzydliwe, ale smaczne"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną