Takich decyzji nie można bagatelizować i trzeba je do końca wyjaśnić. Główny Inspektor Farmaceutyczny wycofał dwie serie dwóch różnych szczepionek: Euvax B przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B oraz Tripacel przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi. Nie oznacza to, że z rynku całkowicie znikają te produkty, a zaszczepione nimi dzieci znalazły się w niebezpieczeństwie. Chodzi o zawiesiny z konkretnie oznaczonymi numerami dwóch serii, które zakwestionował podczas rutynowego badania Narodowy Instytut Zdrowia.
Co zakwestionował? Nie inny skład szczepionki ani obecność w nim niezidentyfikowanych substancji. Kontrolerzy zwrócili uwagę na fizyczną zmianę struktury badanej zawartości ampułek, co w ich języku oznacza niehomogenność, a po polsku - brak klarowności zawiesiny. Oczywiście tych szczegółowych informacji opinii publicznej już nie przekazano. W świat poszedł news: „Szczepionki budzą strach” (Rzeczpospolita) oraz „Panika wśród rodziców. W Polsce stosowano groźne szczepionki” (Onet), bo podczas usypiających wakacji dobrze jest, z punktu widzenia niektórych mediów, postawić ludzi na równe nogi.
Ruchy antyszczepionkowe, które w Polsce wymieniają się w sieci tego typu informacjami, tylko czekają na takie wiadomości. To dla nich okazja nie tylko, aby przypomnieć o swoim istnieniu, ale by wprowadzić zamęt do głów rodziców, którzy często u swoich pediatrów słyszą jedno, a w Internecie czytają coś zupełnie innego. Na łamach „Polityki” red. Marcin Rotkiewicz kilkakrotnie w ciągu ostatnich miesięcy demaskował pobudki, jakimi kierują się aktywiści występujący przeciwko szczepieniom i ujawniał prezentowany przez tych pseudouczonych zatrważający brak wiedzy, ale na niewiele ta wojna wytoczona ciemnocie się zdaje, skoro inni dziennikarze wolą zamiast rzetelnej informacji podsycać strach i niepewność, powołując się na wypowiedzi ludzi z ruchów antyszczepionkowych.