Bogna, psycholożka z Warszawy, w dorosłe życie wystartowała z kredytem mieszkaniowym na 28 m kw. Studio, bo Bogna lubi przestrzeń. Otwarta kuchnia z barkiem, w pokoju rozkładany narożnik, przed nim ława, łazienka z brodzikiem. Szybko do Bogny wprowadził się Piotr, świeży partner. Na szczęście tylko z drukarką i ubraniami. Po dwóch latach w kawalerce pojawiła się Julka, wraz z nią łóżeczko, wanienka i mata do zabawy. Gdy Julka miała 2,5 roku, na 28 m Bogny, w wyniku zawirowań rodzinnych, dołączyły dwie nastoletnie córki Piotra z podręcznikami szkolnymi, zeszytami, prostownicami do włosów i pompowanym materacem 160 na 200 cm, co wieczór szczelnie wypełniającym środek studia.
Według danych Eurostatu, w ciasnocie żyje prawie połowa Polaków. Gorzej jest tylko w dwóch krajach Europy: Rumunii i Bułgarii. W Czechach i na Litwie tłoczy się 20 proc. obywateli, w Niemczech – 7 proc.
Eurostat wysoko zawiesza poprzeczkę: za nieprzeludnione uważa mieszkania, w których przynajmniej jeden pokój ma charakter tzw. pokoju dziennego, a ponadto własne pokoje mają: każda para, każda dwójka dzieci poniżej 12 lat, każdy nastolatek i każda samotna osoba pełnoletnia. Wychodzi na to, że przeludniona jest każda kawalerka, choćby z tylko jednym mieszkańcem.
Rodzime, bardziej liberalne standardy uznają za zbyt ciasne mieszkania, w których na jedną izbę (pokój lub kuchnia o powierzchni co najmniej 4 m kw., z oknem) przypadają dwie osoby. Jak wynika z ostatniego spisu powszechnego, tak żyją 4 mln Polaków.
Najbardziej stłoczeni w swych domach są mieszkańcy polskich miast. Co piąte miejskie mieszkanie liczy mniej niż 40 m kw. (na wsi tylko co 14). Co piąta rodzina urządza się na 40–49 m. Tłoczą się bezrobotni, ale też nauczyciele, urzędnicy, robotnicy, z dorastającymi dziećmi albo i z dorosłymi – tymi, co z braku pracy nie mogą się z domów wynieść.