Powstanie warszawskie jest religią, a Polacy dzielą się na wierzących i niewierzących. Do tych drugich dołączył Piotr Zychowicz, publicysta prawicowy, antykomunistyczny i antysowiecki, ale niesubordynowany. Jego książka „Obłęd 44” wywołała oburzenie na prawicy.
Najpierw – z konieczności toporny – bryk z „Obłędu 44”: Polacy patrzą na drugą wojnę światową z samozachwytem. Zło, które na nas spadło, jest winą zbrodniczych sąsiadów i wiarołomnych sojuszników. Walczyliśmy niezłomnie tylko z Niemcami, a ze Związkiem Sowieckim ochoczo współpracowaliśmy. Polityka polska nosiła wszelkie znamiona obłędu, którego apogeum przypadło na rok 1944. 200 tys. rodaków zostało pogrzebanych pod gruzami stolicy, bo kilku panów wpadło na pomysł, że będą uroczyście witać w Warszawie „sojusznika naszych sojuszników”, a w rzeczywistości największych wrogów – Związek Sowiecki. Było w interesie Polski, żeby Niemcy na froncie wschodnim zatriumfowały, a następnie przegrały na Zachodzie i w ten sposób obaj nasi zaborcy zostaliby pokonani. Premier Sikorski – nieszczęście dla Polski – błędnie uznał Niemcy za naszego głównego wroga. Nie rozumiał, że triumf Anglosasów i ZSRS nad III Rzeszą przekreśli szanse na niepodległość Polski. Pakt Sikorski-Stalin, mimo skutków korzystnych dla obywateli polskich na terenie Rosji, był szkodliwy, pociągnął za sobą „szaleństwo »Wachlarza«”, a następnie samobójczą akcję „Burza” i powstanie warszawskie. Stalingrad był klęską sprawy polskiej, bo oznaczał zwycięstwo Sowietów i w konsekwencji 40 lat PRL.