Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Pas króla

Marek Minchberg - peerelowski król hazardu

Mówiło się wtedy „wpaść do Grubego”, czyli oddać się na kilka godzin, czasem zaś na kilka dni, hazardowi. Mówiło się wtedy „wpaść do Grubego”, czyli oddać się na kilka godzin, czasem zaś na kilka dni, hazardowi. Bozena Cannizzaro/Getty Images / FPM
Marek Minchberg był niekwestionowanym królem polskiego hazardu. Abdykował po cichutku.
Marek Minchberg-król polskiego hazardu.Archiwum Marek Minchberg-król polskiego hazardu.

Kiedy żył, wiedziano o nim niewiele, ale pisano dużo. Pasował dziennikarzom do szkicowania spiskowego układu: Minchberg, Herszman, wreszcie osławiony Baranina, czyli głośna swego czasu, mająca wspierać policję, fundacja Bezpieczna Służba.

Dla zmarłego w tym roku Marka Minchberga, zwanego Grubym Markiem (nie obrażał się za to przezwisko, bo, jak przyznawał, faktycznie swoje ważył), fundacja była jedynie środkiem do celu. A przez całe swoje dorosłe życie cel miał jeden – grać! Grał w karty, ruletkę, obstawiał konie. Grał, by żyć, a żył, by grać. Miał ulubione powiedzenie: nie gram tylko na fortepianie, bo tam się karty ślizgają. W PRL zakładał nielegalne kasyna w prywatnych, wynajmowanych na ten cel mieszkaniach. Mówiło się wtedy „wpaść do Grubego”, czyli oddać się na kilka godzin, czasem zaś na kilka dni, hazardowi.

To była namiastka Monte Carlo, ta sama atmosfera, ale realia Polski Ludowej. Grano w pokera i w oczko, ale też obstawiano ruletkę. Grę prowadzili wyznaczeni krupierzy, często sam Gruby Marek. Do jego lokali nie można było wejść prosto z ulicy. Trzeba było mieć wprowadzającego, który był gwarantem, że nowy gracz nie jest na przykład milicjantem w cywilu. Gracze mieli do dyspozycji bogato zaopatrzone bufety, popijali drinki, znajdowało się też coś na ząb. Gruby Marek, wspominając kilka lat temu w rozmowie z niżej podpisanym stare czasy, szacował, że w Polsce klientela nielegalnych domów gry sięgała kilku tysięcy graczy, głównie byli to ludzie wolnych zawodów, artyści, adwokaci, księża, a także prywaciarze, badylarze, profesorowie, taksówkarze, no i przestępcy.

Milicja Obywatelska o tych kasynach wiedziała, czasem organizowano naloty, ale co najwyżej funkcjonariusze rekwirowali karty i urządzenia do ruletki, właścicieli jaskiń gry nie udawało się namierzyć.

Polityka 37.2013 (2924) z dnia 10.09.2013; Ludzie i Style; s. 84
Oryginalny tytuł tekstu: "Pas króla"
Reklama