Dwa kroki z nową ręką
Z przyszytą kończyną. Jak żyć z cząstką innego?
W poniedziałek jeszcze miałam rękę. Otwierałam nią drzwi do samochodu. Później tym samochodem jechaliśmy z mężem. A jeszcze później był wypadek i tego, co się stało z moją ręką, już nie pamiętam. Jak odzyskałam świadomość, już jej nie miałam. Siedziałam w rowie i mocno zaciskałam ramię. Samo ramię. Wykształcenia medycznego nie mam, ale kiedyś byłam sekretarką medyczną. Napatrzyłam się na różne nieszczęścia. Podświadomie wiedziałam, jak się zachować. Siedziałam i uciskałam. Później przyleciał śmigłowiec i zabrali mnie do szpitala w Trzebnicy, choć do Warszawy było pięć razy bliżej. Ktoś powie, że to przypadek. Zwykła pomyłka. Ale ja tak nie myślę. Wypadek mieliśmy pod Siedlcami. Ale ktoś to pomylił z wrocławskim Siedlcem. No i jeszcze była informacja, że mam urwaną rękę. A wiadomo, że w Trzebnicy od 40 lat przyszywają ręce. No to śmigłowiec poleciał do Trzebnicy. Jakbym trafiła do Warszawy, to pewnie by się to wszystko inaczej potoczyło.
Tej mojej ręki już się przyszyć nie dało. Nie wiem, co się z nią stało. Były na ten temat plotki, tu u mnie w Węgrowie, że ją przyszyli Damianowi Szwedo. O jego przypadku głośno było wtedy w mediach. I ludzie po swojemu pokojarzyli, że skoro w jednym szpitalu leżeliśmy, w jednym czasie... No i wiadomo było od lekarzy, że przyszyto mu rękę starszej od niego kobiety. To pewnie była moja ręka, wszyscy pomyśleli. No więc nie mogła być moja. On miał zabieg w sobotę, a ja wypadek w poniedziałek.
Jak w poniedziałek masz rękę, a we wtorek już nie masz, to znaczy, że w ciągu jednego dnia przestajesz móc pisać. Nie ukroisz sobie sam chleba. Nawet buta nie zawiążesz.
Okropnie się człowiek czuje, jak jest taki niecały. Córka mi mówiła: mama, nie martw się, jemu przeszczepili, to i tobie przeszczepią. Może mnie tylko tak pocieszała.