Dajmy szansę przedszkolance
Rozmowa z prof. Anną I. Brzezińską o przedszkolach dobrych i złych
Joanna Cieśla: – Jak pani rozumie awanturę o zajęcia dodatkowe w przedszkolu, których od września nie można już prowadzić? Zamożniejsi rodzice nie rozumieją roztropnych koncepcji rządu?
Anna Brzezińska: – Jako obywatel, już nawet nie psycholog, uważam, że to kolejny w systemie edukacji źle wprowadzony pomysł, słabo nagłośniony i uargumentowany. O tej zmianie zasad odpłatności mówiono co najmniej od marca – tak twierdzą nauczycielki i dyrektorki przedszkoli. Ja, chociaż pracuję w Instytucie Badań Edukacyjnych, dowiedziałam się o niej z takim samym zaskoczeniem jak rodzice latem.
Na początku maja premier ogłaszał, że to po prostu dobra wiadomość: pobyt w przedszkolu po godz. 13 będzie kosztował złotówkę za godzinę. Pod koniec wakacji okazało się, że rodzice nie zapłacą także za zajęcia dżudo, ceramiki czy rytmikę – bo wolno płacić tylko złotówkę. Rodzice mówią, że jeśli to jest wyrównywanie szans, to w dół.
W sensie ekonomicznym nowe prawo najbardziej uderza właśnie w firmy, które do tej pory robiły w przedszkolach niezły biznes. I jeśli o to chodzi, to wszystko się we mnie burzy, że w publicznym przedszkolu, w opłaconym już raz czasie, zewnętrzne osoby zarabiały dodatkowe pieniądze. Nie wyobrażam sobie czegoś takiego u siebie na uniwersytecie. Mamy program, zaplanowane zajęcia, a studenci mówią: „To nas nie interesuje, wolimy się złożyć i mieć w tym czasie psychoanalizę i NLP”. Diabli by mnie wzięli! Dziwię się jedynie, że przez tyle lat było to tolerowane.
Co więcej, przecież w niektórych przedszkolach instruktorzy pojawiali się w trakcie zajęć obowiązkowych, przed godz.