Czarna jesień sportu
Dlaczego polscy sportowcy tak często przegrywają?
Marcin Piątek: – Zamiast złotej jesieni mamy w sporcie czarną. Na mistrzostwach Europy zawiedli siatkarki oraz siatkarze, a koszykarze się na Eurobaskecie skompromitowali. Piłkarze przegrali jak zwykle, choć według niektórych grali jak nigdy. Wyobraźmy sobie, że wszyscy przychodzą do pana na warsztaty grupowe. Od czego zacząć?
Leszek Mellibruda: – Przede wszystkim chciałbym się dowiedzieć, co ich motywuje, nakręca. Z oficjalnych wypowiedzi zawodników przeważnie bije patos. Że liczy się dla nich orzełek, że podczas hymnu mają ciarki na plecach, że grają dla kibiców. Wiadomo, że takie deklaracje u nas zyskują poklask, stawiają mówiącego w dobrym świetle. Bo patriota. Pytanie, jakie to ma znaczenie na boisku.
Lepiej, żeby motywację narodową zastąpiła osobista?
Gdy kilka lat temu byłem konsultantem w Górniku Zabrze, zwróciłem uwagę, że grających w nim Ślązaków nie nakręcał bynajmniej lokalny patriotyzm. Liczyły się konkrety: popularność, zarobki, sukces sportowy. Na poziomie klubowym to może wystarczać. Ale jeśli chodzi o drużynę narodową, z definicji elitę, potrzeba czegoś więcej. Bardzo lubię angielskie określenie drive, czyli taki wewnętrzny napęd, chęć dążenia do doskonałości. Do bycia lepszym, niż się faktycznie jest.
Czyli te wzniosłe słowa o godle i hymnie to pusta gadanina?
Mówiąc, że reprezentanci kraju bezrefleksyjnie recytują formułki o honorze i ojczyźnie, skrzywdziłbym tych, dla których to rzeczywiście jest ważne. Z tym że po wynikach widać, że albo to w ogóle nie wpływa na motywację, albo paraliżuje – w obawie przed reakcją kibiców, mediów, ekspertów. Typowo polskie chochoły.
Skoro już jesteśmy przy chochołach, istnieje teoria, zgodnie z którą Polacy nie nadają się do sportów zespołowych, bo są kłótliwi, brak im zdolności przywódczych, a jeśli efektywnie współpracują, to raczej w międzynarodowym towarzystwie.