Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Maluchy się ratują

Jak idzie w szkole sześciolatkom

Pod hasłem „6-latki na start” udało się szkołę trochę dokształcić, uświadomić i ucywilizować. Pod hasłem „6-latki na start” udało się szkołę trochę dokształcić, uświadomić i ucywilizować. Cora Müller / Smarterpix/PantherMedia
Zbliża się głosowanie w Sejmie, które rozstrzygnie, czy odbędzie się edukacyjne referendum. Największe kontrowersje wzbudza obniżenie wieku szkolnego. Jak zatem dotychczas idzie 6-latkom w polskiej szkole? Czy naprawdę trzeba „ratować maluchy”?
6-letnia Helenka bardzo chciała iść do szkoły wcześniej, bo wybierały się też jej koleżanki z przedszkola. Jak na razie wszystko jej się podoba.Leszek Zych/Polityka 6-letnia Helenka bardzo chciała iść do szkoły wcześniej, bo wybierały się też jej koleżanki z przedszkola. Jak na razie wszystko jej się podoba.

Justyna teraz już nie wie, czy zrobiła dobrze. Jej Zosia poszła do szkoły w 2010 r., drugim roku reformy. Pani w przedszkolu oceniła, że mądra dziewczynka przez kolejny rok będzie się nudzić, a Justyna z mężem są nowocześni i otwarci na wyzwania, więc uznali: niech 6-latka się uczy.

Rozruch, pamięta Justyna, był trochę nerwowy. Wychowawczyni w podwarszawskiej podstawówce zapowiedziała, że w mieszanej klasie (piątka 6-latków na siedemnaścioro 7-latków) na 6-latki nie będzie czekać. I ruszyła galopada. – Za dużo, za poważnie, za ciężko. Siedzenie do wieczora nad lekcjami – opowiada Justyna. Szkoła okazała się przyjaźnie urządzona (plac zabaw, dywany i zabawki w klasach, szafki na książki), ale dla Zosi zabrakło miejsca w świetlicy. Zosia zmieniła podstawówkę i jej dalsza nauka, wciąż wśród 7-latków, przebiegała w modelu ćwiczeniowo-zabawowym, bez nadmiernego stresu.

Aż przyszła IV klasa: coraz to inny nauczyciel, ciągłe ocenianie, sprawdziany nieugruntowanych jeszcze wiadomości. Justyna zawsze z dystansem traktowała pomysły ratowania maluchów przed szkolnym tłokiem, hałasem, za dużymi sedesami i domniemanym spychaniem ze schodów przez starszych kolegów. Ale teraz, gdy siedzi do 21.00 nad pracą domową z 10-latką, czuje, że coś w tej szkole jednak szwankuje. Czy gdyby z Zosią poczekali jeszcze ten rok, byłoby lepiej? Szkoła byłaby ta sama. Lecz może ona – mama – spokojniejsza, że kocha dziecko jak trzeba?

Dobra pani z pieczątką

Prof. Anna Brzezińska, psycholożka rozwoju z UAM w Poznaniu, od ubiegłego roku liderka zespołu wczesnej edukacji w Instytucie Badań Edukacyjnych, pogląd ma jasny.

Polityka 45.2013 (2932) z dnia 05.11.2013; kraj; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Maluchy się ratują"
Reklama