Społeczeństwo

Nietrzeźwy układ artykułów

Pijani rowerzyści nie są już przestępcami

Pierwsza duża fala pijanych rowerzystów w więzieniach pojawiała się dopiero w 2008 r. jako pokłosie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Pierwsza duża fala pijanych rowerzystów w więzieniach pojawiała się dopiero w 2008 r. jako pokłosie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Bogdan Hrywniak / Forum
Amnestią dla pijanych rowerzystów państwo nie miało ochoty się chwalić. No bo jak wytłumaczyć, że przez 13 lat tkwiło się w błędzie?

Mirek ma 41 lat, bluzę zszytą z kawałków dwóch różnych dresów i ujmujący uśmiech, którego nie psuje nawet brak górnej lewej jedynki. Uśmiech Mirka ma podłoże natury prawnej. Po trzech miesiącach spędzonych w więzieniu za jazdę na rowerze po pijanemu, za 48 minut stanie się wolnym człowiekiem. To o 259 200 minut, czyli sześć miesięcy wcześniej, niż się spodziewał. Wyjdzie dzięki amnestii. Mirek nie potrafi tego słowa nawet prawidłowo zapisać. Ale swoje zdanie ma. – Musowo władza jakiegoś otrzeźwienia dostała.

To trafna analiza, choć do diagnozowania otrzeźwień Mirek się nie nadaje. Za każdym razem, kiedy go łapano za jazdę na rowerze po pijanemu, miał pod trzy promile. – Nie raz się tak jeździło, to człowiek wprawy nabrał – tłumaczy rzeczowo. Jak go zamykali, to dzieci zawołał i po ojcowsku przemówił. – Nie kradłem, nie zabiłem. Na rowerze pijany jechałem. Za to do więzienia idę. Głowy macie nosić wysoko, jak po wsi chodzicie, bo ojciec nie jest zbój. I znów pojawia się ten jego uśmiech z czarną furtką na przodzie.

Państwo w 2010 r. uznało, że Mirek jest przestępcą. Trzy lata później się rozmyśliło i uznało, że czyny, które popełnił, z dniem 9 listopada 2013 r. nie zasługują na wsadzanie do więzienia. Państwo w osobie wiceministra sprawiedliwości Michała Królikowskiego sugerowało nawet, że całe to wsadzanie do więzienia było wielkim błędem. Szkoda, że państwo w osobach 11 poprzednich ministrów sprawiedliwości potrzebowało aż 13 lat, żeby na to wpaść. Kosztowało to podatników bliżej nieokreśloną sumę liczoną w dziesiątkach milionów złotych. I jeszcze trudniejszą do oszacowania sumę ludzkich nieszczęść. Art. 178a par. 2 Kodeksu karnego to był automat, który – według danych Centralnego Zarządu Służby Więziennej – wpychał co roku do więzień prawie 50 tys. osób. Średni wyrok to pół roku. Jeden miesiąc w więzieniu to koszt 2,5 tys. zł. Część skazanych odbywała karę w systemie dozoru elektronicznego, czyli w obrączkach elektronicznych (SDE). To najtańsza forma odbywania kary. A i tak, według danych MS, tylko w październiku 2013 r. pijani rowerzyści osadzeni w SDE kosztowali budżet 500 tys. zł.

Ciepłe czy szykowne

W Zakładzie Karnym w Garbalinie przygotowania do zwalniania osadzonych potraktowano wyjątkowo serio. Dyrektor Ryszard Paradowski do służby przyszedł w końcówce starego systemu, więc załapał się na częściową amnestię i bunty tych, których wtedy nie zwolniono z więzień. W dniu wypuszczania skazanych wolał być przygotowany na każdy scenariusz. Nikt nie wiedział, jak amnestia dla części skazanych wpłynie na życie reszty. Więzienie to delikatny ekosystem. Łatwo zburzyć tu harmonię.

Tym bardziej że ustawodawca dał zaledwie dwa tygodnie na przygotowanie całej operacji. Łamiąc świętą zasadę wolnego weekendu w wymiarze sprawiedliwości, datę rozpoczęcia zwolnień ustalono na sobotę 9 listopada. Drugą turę zaplanowano na niedzielę. W duchu starych wielkich amnestii odzyskanie wolności przez więźniów miało spotkać się w czasie z rocznicą odzyskania wolności przez naród.

Ponieważ Zakład Karny w Garbalinie leży dokładnie pośrodku niczego, dyrektor Paradowski nie mógł liczyć na improwizację. W związku z tym jego ludzie musieli szybko ustalić, ilu osadzonym grozi wyjście na zewnątrz w samym podkoszulku i klapkach, bo najczęściej właśnie w takim stroju przywożono ich do zakładu. Później trzeba było jeszcze dopasować rozmiarówkę do potrzeb. A potrzeby do możliwości. Ostatecznie ustalono, że najtaniej będzie jechać na zakupy do chińskich hal pod Warszawą. 120 zł na osobę musiało wystarczyć na buty, kurtkę, spodnie i skarpety. Spodnie kupiono z gumką, a kurtki w bezpiecznym rozmiarze L. W kwestii butów skazani mogli zdecydować. Czarne cieplejsze. Albo brązowe, ale bardziej szykowne.

Stanisław S., syn Edwarda, na oko ma 60 lat. A na PESEL dokładnie 51. Te dziewięć dołożyło mu życie. – Ale nie za darmo – jak refleksyjnie dodaje. Do więziennego magazynu przyszedł w rozdartych na siedzeniu dresach. I szarym, rozciągniętym golfie w modnym niegdyś wzorze z supełkami. W więzieniu pewnie niewiele osób mogło to docenić. Co najwyżej dziwili się, dlaczego facet chodzi w damskim golfie. Innego w dniu aresztowania pod ręką nie miał. Stanisław musiał więc na drogę dostać wszystko poza bielizną. Buty bez wahania wybrał ciepłe. Tylko ze spodniami był problem, bo za chudy i nawet gumka nie trzymała. Na szczęście chiński designer pomyślał o szlufkach. Kurtka cieniutka. Przeciwdeszczowa z elementami ocieplającymi. Taka w sam raz, żeby wytrzymała podroż do domu. Dostał jeszcze 60 zł na bilet i leczo warzywne na obiad.

Do obiadu można było oglądnąć program rozrywkowy na Polsacie. Ale wśród zwalnianych rozrywkowej atmosfery nie było. Jeden tylko siedział cały czas uśmiechnięty. Ale jak fachowo wytłumaczyli klawisze, to pilot, a oni tak mają. Pilot, który latał na F-16, czyli pił spirytus niewiadomego pochodzenia, który nazwę zawdzięcza wstrząsającym efektom. Najczęściej ubocznym. Alkohol uszkadza centralny układ nerwowy. Wpływa nawet na błędnik. Co klawisze również fachowo skomentowali, że pilot, ale chodzi jak kosmonauta.

Kumulacja

O tym, kto wyjdzie na wolność, decydować mogły tylko sądy. W ciągu weekendu do przerobienia miały kilka tysięcy spraw. Oprócz pijanych rowerzystów amnestia objęła jeszcze skazanych z sześciu innych paragrafów. Teoretycznie do wyjścia na wolność kwalifikowali się osadzeni za drobne przestępstwa na sumę poniżej 400 zł. Dotyczyło to złodziejaszków, paserów, osób niszczących mienie i dokonujących zaboru drzewa z lasu. Ale mało który trafiał do więzienia z jednym paragrafem. System nastawiony był na zwalnianie głównie pijanych rowerzystów, bo też tych przestępców produkował w ilościach hurtowych.

W rekordowym 2005 r. za jazdę na rowerze pod wpływem alkoholu skazano prawie 82 tys. ludzi. Przez 13 lat obowiązywania paragrafu średnia roczna wahała się wokół 50 tys. skazanych. Prawo zaostrzono w 2000 r. za rządów AWS. Uznano, że pijani rowerzyści stanowią tak duże zagrożenie, że trzeba sięgnąć po argumenty z najwyższej półki. Nie wiadomo, jaką statystyką się posługiwano. Ale według danych przytaczanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości w latach 2005–11 zdarzył się tylko jeden wypadek spowodowany przez nietrzeźwego rowerzystę, w którym zginął ktoś inny. Wnioskodawców reprezentowała posłanka Teresa Liszcz. Dr hab. prawa.

Pierwsza duża fala pijanych rowerzystów w więzieniach pojawiała się dopiero w 2008 r. jako pokłosie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Państwo miało być silne, a prawo surowe. Trafiło na rowerzystów. – Byli łatwym celem. A na dodatek to w większości biedni, słabo wykształceni ludzie. Po taki elektorat mało kto chce się schylić – mówi Sławomir Kopyciński, poseł Twojego Ruchu, który walczył o zmianę przepisów. O warunkach, jakie panowały w domach skazanych, najlepiej przekonali się pracownicy zakładający im elektroniczne bransoletki. W niektórych domach panował taki brud, że pracowników wyposażano w ochronne ubrania i jednorazowe rękawiczki. A bransoletki i stacje monitorujące trzeba było poddawać dezynfekcji.

Jakby tego było mało, w wyniku niekorzystnego układu artykułów, sędziowie często niechcący pakowali skazanych w spiralę wyroków. Pierwszy dawali wysoki. Ale w zawieszeniu. No i z automatu orzekali zakaz jazdy na rowerze. Kiedy pijany rowerzysta trafiał przed oblicze sądu po raz drugi, wcześniejszy wyrok trzeba było mu odwiesić. No i jeszcze dodać paragraf za niestosowanie się do orzeczonego zakazu. Siłą rzeczy robiła się z tego kumulacja i człowiek mógł trafić do więzienia na rok i dłużej. Więzienia były przepełnione. Jak się człowiek sam nie zgłosił, to też nikt go jakoś usilnie nie szukał. W ekstremalnych przypadkach przed pójściem do więzienia można było złapać jeszcze jeden wyrok z tego samego paragrafu. W efekcie alkoholik, notorycznie jeżdżący na rowerze po pijanemu, dostawał większy wyrok niż złodziej czy bandyta.

Sądy długo nie mogły zrozumieć, że to nie jest tak, iż ci ludzie jeżdżą na rowerze po pijanemu. Oni wszystko robią po pijanemu, bo są alkoholikami – mówi jeden z byłych dyrektorów więzienia. – A na rowerach muszą jeździć, bo upadła PKS i inaczej się ze swojej wsi nie wydostaną. Ich trzeba było leczyć, a nie wsadzać do więzień.

Więziennictwo, które podlega Ministerstwu Sprawiedliwości, sugerowało przełożonym, że dalsze upieranie się przy tym przepisie grozi katastrofą. Więzienia od dobrych kilku lat już od października lecą na oparach finansowych. Dyrektorzy mają w komputerach gotowe wzory pism do zakładów energetycznych, wodociągów i całej reszty z prośbą o odroczenie płatności. Firmy się godzą, bo przy nowym roku budżetowym odbijają to sobie z nawiązką. Ktoś mądry wreszcie uznał, że ta paranoja musi się skończyć. A wiceminister Michał Królikowski to przeprowadził i uchwalono nowelizację Kodeksu karnego.

Lewar z podwózką

Cichy, spokojny. Siedział pierwszy raz, ale o odsiadce opowiada z wprawą. Jak to się grzało na buzawie (nielegalna grzałka elektryczna) wodę w biedronie (miednica), bo w łódzkim areszcie przy ul. Smutnej ciepłej wody nie puszczali. A prania w zimnej nie zrobisz. Albo jak drugi Andrzej w celi – taki miły, starszy, grypsujący, z dużym wyrokiem – opowiadał im ciekawe historie z życia zawodowego. Oni siedzieli w kucki na łóżkach, a on rozparty przy stoliku, bo z grypsującym do jedzenia nie usiądziesz. A jak w kiblu gazetkę fajniejszą złapał, to do butelek sikali. Ale w sumie nie może powiedzieć, najgorzej w więzieniu nie było. Nauczył się dużo. Koledzy spod celi dali mu taki wzór pisma do opieki społecznej. I jak się tylko to wolne skończy, to zaraz leci to zanieść. Niech kasę mu płacą. Tym bardziej że na święta nic nie ma, bo go w sezonie na pracę zamknęli. Należy się, bo w rodzinie ich czworo i wszyscy bez pracy. Sam do więzienia się nie zgłaszał, bo robotę dobrą podłapał. 10 zł na godzinę. A i we wsi mówili ci, co za rower siedzieli, żeby się nie śpieszyć, to jeszcze z podwózką policji pójdzie siedzieć. I tak było.

Rodzina raz była na widzeniu, bo niby tylko 50 km, ale z trzema przesiadkami trzeba jechać. Przyjechali, bo musiał córce podpisać papiery do opieki społecznej. Do stypendium, uczy się dobrze. Z jego wsi do najbliższego przystanku, gdzie kursuje jakiś pekaes, jest 10 km. Na rowerze jeździł i będzie jeździł. Zarzeka się, że już po trzeźwemu. – Ja padaczkę mam. Ale pourazową. Nie alkoholową, jak reszta, co z nimi siedziałem – zaznacza co jakiś czas.

Poza padaczką profilowo od reszty skazanych nie odstaje. Mężczyzna, lat ponad 40. Mieszkaniec małej miejscowości. Wykształcenie podstawowe. Oficjalnie – bezrobotny. Bez prawa do zasiłku. Bez majątku ruchomego. W jego wypadku dochodzi jeszcze dwójka dzieci.

Po Pawła przyjechał ojciec. Wstyd mu było pod więzieniem siedzieć. Tym bardziej że on jeden przyjechał. Resztę wypuszczonych na koszt państwa zapakowano do autobusu i na dworzec do Łęczycy.

W ZK w Garbalinie było 406 osadzonych z artykułów, które uwzględniała amnestia. Ale większość miała dodatkowe wyroki. Jeszcze w piątek przewidywano, że zakład opuści około 150 osadzonych. W sobotę sądy zdecydowały, że na wolność kwalifikuje się 30 z nich. Paru zostawiono do rozpatrzenia w niedzielę. Ostatecznie w całej Polsce na wolność wypuszczono 800 osób.

I tylko z jednego punktu widzenia zamiana jazdy po pijanemu na rowerze z przestępstwa na wykroczenie może zasmucać – to cios w policyjną statystykę. Gdyby policjanci tak chętnie łapali złodziei jak pijanych rowerzystów, to Polacy mogliby przestać zamykać domy. Tyle że w złapanie złodzieja trzeba włożyć sporo energii. A pijany rowerzysta bardzo często podjeżdżał pod radiowóz sam. – Policja miała od razu ujawnione przestępstwo i złapanego sprawcę. Niczym się tak dobrze nie lewarowało statystyki, jak tym paragrafem – dodaje poseł Kopyciński.

Polityka 46.2013 (2933) z dnia 12.11.2013; Temat tygodnia; s. 16
Oryginalny tytuł tekstu: "Nietrzeźwy układ artykułów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną