Dziurka była prawie niewidoczna. By ją zauważyć, trzeba się było uważnie przyjrzeć, co utrudniał panujący w pokoju półmrok. Zresztą mężczyźni się tu specjalnie nie rozglądali, bo nie po to przychodzili do tej klitki w domu publicznym. Żaden z nich nie wiedział, że jest obserwowany przez otwór w drzwiach szafy. Z ukrycia podglądał ich ubrany we frak doktor William Masters, najlepszy specjalista od leczenia niepłodności w St. Louis, a być może w całych Stanach. I nie robił tego dla przyjemności, tylko w imię nauki.
Tak wygląda nie tylko jedna z pierwszych scen serialu „Masters of Sex”, ale także początek najważniejszych studiów nad ludzką seksualnością od czasów Kamasutry. Gdyby nie tamta duszna szafa, być może do dziś niewiele byśmy wiedzieli o „tych sprawach”, a policzki by nam płonęły na dźwięk takich słów, jak „orgazm”, „łechtaczka”, „penis” czy nawet „ciąża” – bo to ostatnie było cenzurowane przez amerykańską telewizję jeszcze do połowy lat 60. – Należy pamiętać, że Stany Zjednoczone były w tamtych czasach krajem bardzo purytańskim – mówi doktor Sławomir Jakima, redaktor naczelny „Seksuologii Polskiej”. – Pierwszym szokiem były badania Alfreda Kinseya, który na przełomie lat 40. i 50. pokazał Amerykanom, że seksualność jest inna, niż sobie wyobrażali. Na przykład, że kobiety zdradzają mężów, że istnieją homoseksualiści, opisał też różne dewiacje. A on badał ludzi tylko za pośrednictwem kwestionariuszy i tabelek!
Dziewicza dziedzina
Dla Mastersa książki Kinseya „Zachowanie seksualne mężczyzny” w 1948 r. i „Zachowanie seksualne kobiety” w 1953 r. były jednym z niewielu punktów odniesienia oraz inspiracją do pogłębionych badań własnych.