Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Galernicy

Magister sprzedawca z galerii handlowej

Już po kilku miesiącach pracy w galerii większość zaczyna cierpieć na „ludziowstręt”. Już po kilku miesiącach pracy w galerii większość zaczyna cierpieć na „ludziowstręt”. Stefan Maszewski / Reporter
W 900 polskich galeriach handlowych przed świętami uwijają się setki tysięcy sprzedawców. 80 proc. z nich to ludzie z wyższym wykształceniem albo studenci.
Z pozoru atrakcyjny i przyjazny świat, który po jakimś czasie okazuje się zasysającym nierealem.Igor Stepovik/Smarterpix/PantherMedia Z pozoru atrakcyjny i przyjazny świat, który po jakimś czasie okazuje się zasysającym nierealem.

Sebastian (27 lat, tytuł magistra prawa i administracji uniwersytetu białostockiego) mówi, że to Nibylandia. Od roku, tkwiąc w galerii handlowej, zmagał się z poczuciem odrealnienia i oderwania od rzeczywistości. Czasem wydaje mu się, że cały ten rok ma wyrwany z życia. Jakby siedział w więzieniu. W warszawskiej Arkadii były przynajmniej szklane fragmenty dachu. W Galerii Mokotów, gdzie pracuje teraz, nie ma pór roku ani dnia. Zawsze jest jasno, temperatura 21 stopni. Sebastian ma dość. Właśnie zwolnił się z pracy, mimo że niedawno awansował na dekoratora. Czuje się, jakby miał depresję sezonową – tę związaną z niedoborem światła dziennego. Problemy ze snem, drażliwość, płaczliwość, szybkie męczenie się, brak energii, pogorszenie nastroju.

A przecież w galerii jest miło. Czyściutko i luksusowo. Feeria kolorów i świateł. Kwiaty albo bombki i girlandy, zależnie od pory roku. Fontanny i sztuczne palmy. Z pozoru atrakcyjny i przyjazny świat, który po jakimś czasie okazuje się zasysającym nierealem.

W tym sztucznym świecie nie ma społeczności. Nie nawiązują się żadne bliższe relacje pomiędzy pracownikami. Jest ich po prostu zbyt wielu, a charakter pracy nie sprzyja pogawędkom. – Najwyżej zamieni się dwa słowa na przerwie, ale ja raczej wolę wtedy załatwić jakiś telefon, to jedyny moment w ciągu dnia – mówi Łukasz, student Wyższej Szkoły Informatycznej, który sprzedaje elektroniczne gadżety. Bo telefonu w pracy przy sobie mieć nie wolno. Przerwa to 30, czasem tylko 15 minut na dzień. Można wtedy pójść coś zjeść. Zamiast do galeryjnego food courtu idą na zaplecze. Jest lodówka, mikrofala, czajnik, stół.

Polityka 50.2013 (2937) z dnia 10.12.2013; Społeczeństwo; s. 20
Oryginalny tytuł tekstu: "Galernicy"
Reklama