Dla aż 69 proc. Polaków, ankietowanych na zlecenie dziennika „Rzeczpospolita”, wydarzenia te okazały się nic nieznaczące. Oczywiście wina może leżeć zarówno po stronie wydarzeń, jak i po stronie Polaków, którzy – jak wynika z innych badań – z braku czasu i pieniędzy coraz mniej się czymś interesują. Osobiście uważam jednak, że większą winę ponoszą wydarzenia, gdyż ich oferta – mimo pozornej różnorodności – była uboga i nie mogła zaspokoić wymagającego odbiorcy. Weźmy np. nudne afery, od lat polegające głównie na tym, że jakiś urzędnik bierze łapówkę, a jakiś polityk nagrywa innego polityka, który na dodatek powtarza w nagraniu w kółko te same wulgaryzmy, dobrze już znane każdemu polskiemu dziecku. Nic dziwnego, że nie robią one na Polakach wrażenia, podobnie jak kwoty przyjmowanych łapówek, które wprawdzie rok do roku rosną szybciej niż inflacja czy średnia płaca, ale mimo to i tak w sposób niedostateczny, niebudzący większego zainteresowania Polaków.
Politycy robią, co mogą, żeby Polaków czymś zainteresować, ale odzew jest słaby. Wybory w PO i konflikt Tuska ze Schetyną były ważnymi wydarzeniami dla zaledwie 15 proc. ankietowanych, rekonstrukcja rządu cieszyła się zainteresowaniem 12 proc., a afera korupcyjna związana z informatyzacją urzędów centralnych – 9 proc. Afera zegarkowa z udziałem ministra Nowaka okazała się ważnym wydarzeniem tylko dla 1 proc., co oznacza, że w praktyce interesowali się nią jedynie prokuratorzy, funkcjonariusze CBA i ich rodziny. Abp Michalik, od tygodni usiłujący zainteresować Polaków swoimi przemyśleniami na temat ideologii gender, na razie zdołał zaciekawić wyłącznie dziennikarzy liberalno-lewicowych mediów. Niewielkie wrażenie na Polakach wywarła także deklaracja posła Hofmana dotycząca posiadania przez niego przyrodzenia bardzo pokaźnych rozmiarów.