Saneczkarz Shiva Kashavan to jeden z trójki indyjskich olimpijczyków, którzy wystartują w Soczi. Sanki zrobił sobie sam. Na prawdziwych torach startuje rzadziej niż raz w roku, częściej ślizga się na małej platformie z kółkami po himalajskich drogach. I tak jest szczęściarzem, bo sam załatwił sobie sponsorów, którzy zapłacili za jego wyprawę do Rosji. Pozostali dwaj (narciarstwo alpejskie i klasyczne) jeszcze w połowie stycznia nie wiedzieli, czy dotrą do Soczi.
Nawet jeśli wszystko się powiedzie, to i tak nie będą reprezentować Indii. Tamtejsza federacja olimpijska jest zawieszona przez MKOl, m.in. z powodu korupcji i kryminalnej przeszłości jej byłego szefa. Oznacza to, że reprezentanci tego kraju muszą wystartować jako niezależni. W trakcie uroczystości otwarcia zamiast indyjskiej flagi będą nieśli olimpijską, a nawet jeśli zdobędą złoty medal, nie usłyszą hymnu. Takie rozczarowanie raczej im jednak nie grozi. Indyjscy zawodnicy na wszystkich olimpiadach zdobyli zaledwie 26 medali (mniej niż Korea Północna), w tym żadnego na zimowych.