Nie lubisz poniedziałków, bo stresujesz się pracą? Tabletka „......” (tu czytelniku wstaw znaną z reklamy markę) wyzwoli cię z tych lęków – koniec zmarnowanych niedziel i nerwy masz pod kontrolą! Palisz papierosy i zawstydza cię kaszel – „......” (ten preparat reklamuje nawet lekarz) uwalnia od kaszlu palacza. Inną tabletkę wystarczy rozpuścić w szklance wody, by w lustrze zobaczyć szczupłą sylwetkę. Na obolałe stawy – „......”, na trawienie – „......”, a na zimne stopy – „......”.
– Banialuki i groszowyciskacze – tak o reklamach pseudoleków i suplementów diety mówi Marek Brach, lekarz i farmaceuta, wojewódzki inspektor farmaceutyczny w Opolu. Akurat w jego mieście pracuje dietetyczka Iwona Wierzbicka, którą w blokach reklamowych, towarzyszących igrzyskom olimpijskim w Soczi, pokazywano częściej niż złotych medalistów. Choć jej zachęty: „chcemy żyć zdrowo, więc łykamy witaminy”, zawierają pewną sprzeczność. Przecież gdybyśmy naprawdę żyli zdrowo, nie potrzebowalibyśmy łykać żadnych pigułek.
– Nic nie jest lepsze od natury – wyznaje dietetyczka. Dlaczego w takim razie za pieniądze namawia do syntetycznych witamin (wbrew doniesieniom naukowym, że nie przynoszą większych korzyści)? – Zwracam się w reklamie do milionów ludzi, którzy na co dzień nie dbają o dietę, fatalnie się odżywiają, więc dzięki pewnym preparatom mogą uzupełnić brak minerałów. (...)