Rzeczpospolita” nie może się doczekać pogrzebu generała Jaruzelskiego. Chodzi o to, żeby nie pochować generała z honorami. „Tę sprawę trzeba szybko uregulować” – pisze Marcin Dominik Zdort. Na miejscu redaktora ja bym się martwił o jego własny pogrzeb, bo niezbadane są wyroki boskie i niewykluczone, że „niebawem” to on trafi do piekła.
Sprawa jest dla „Rz” tak ważna, że poświęciła jej trzy publikacje w jednym numerze. Na stronie pierwszej prof. Antoni Dudek ostrzega, że nieuchronnie zbliżają się pogrzeby najważniejszych ludzi PRL, a „mamy sytuację schizofrenii historycznej”, państwo powinno powiedzieć, że nie jest kontynuacją PRL, a tamci ludzie nie zasługują na honory. Na stronie drugiej red. Zdort martwi się, że kolaboranci i sprzedawczycy są pochowani w Alei Zasłużonych. Na stronie trzeciej profesor Dudek ma pomysł: kto uzyskał stopień generalski przed 1989 r., będzie chowany bez honorów wojskowych, generałowie mianowani po 1989 r. – pochowani zostaną z asystą wojskową. Proste jak lufa karabinu. A przecież życie nie jest takie proste.
Niedawno ukazała się autobiografia znanego biochemika prof. Włodzimierza Szera (1924–2013) pt. „Do moich dzieci. Wspomnienia”. Biografia pełna brzemiennych politycznie wydarzeń i zakrętów. Kawał najnowszej historii Polski. Urodził się w inteligenckiej rodzinie żydowskiej. Ojciec lewicował, należał do Bundu – żydowskiej organizacji socjalistycznej. Po ukończeniu szkoły podstawowej – gimnazjum. „Żeby Żyd dostał się do państwowego gimnazjum w 1936 roku, to musiałby stać się cud jak z przysłowiowym wielbłądem i uchem igielnym”. Włodzimierz trafia do gimnazjum RTPD (Robotnicze Towarzystwo Przyjaciół Dzieci) im.