Wydaje się to proste: ktoś nie spłaca długów, wierzyciel skarży się do sądu, zjawia się komornik i zmusza dłużnika do spłacania, a przy okazji sam na tym zarabia. To jest praca ciężka i niewdzięczna, często mówią komornicy. W terenie i niebezpieczna. By dobrać się do pieniędzy dłużnika, komornik najczęściej licytuje jego majątek. Niestety – jak pokazują dowody – bywa, że jedynym zarabiającym jest tu komornik.
Otaczająca komornika aura powagi funkcjonariusza publicznego – zwłaszcza we wsiach i w małych miasteczkach, gdzie istnieje silna sieć powiązań między lokalnymi notablami – powoduje, że uchodzi on za człowieka władzy. Wielu myśli nawet, że komornik ma immunitet jak dyplomata. To przekonanie wzrastało, kiedy się widziało, jak bardzo po macoszemu prokuratury i sądy lokalne traktują skargi ofiar komorników – prawie same umorzenia. Wydawało się, że nic nie osłabi tej niemal boskiej władzy komornika nad dłużnikiem.
Przypadek Kowboja jako początek
Jednak w październiku 2012 r. jako pierwszy w Polsce poległ przed sądem za fałszerstwo komornik Piotr K. ze Szczytna, zwany w okolicy Kowbojem, i działający z nim biegły sądowy Waldemar S. Była to robota rutynowa: państwo D. z Rozogów nie spłacali rat za auto, a byli właścicielami działki – było więc z czego brać dług. Kowboj zlecił biegłemu S. wycenę działki, a ten zrobił to, zaglądając do ksiąg wieczystych – wartość 50 tys. zł. Ani Kowboj, ani jego biegły wydawali się nie zauważać budynków stojących na działce, więc ich nie wycenili wcale. Państwo D. zostali bez dachu nad głową i bez środków do życia. Ziemię – oficjalnie bez zabudowań – kupił rolnik za 50 tys., a później rzetelny biegły wycenił jej wartość na prawie pięć razy więcej. Kowboj ze swoim biegłym sprzedał także willę nad jeziorem w Szczytnie, należącą do innego właściciela, za 200 tys.