Gazeta Wyborcza” znów pokazała janusowe oblicze. Z okazji jubileuszu swojego 25-lecia (najlepsze życzenia od wiernego czytelnika!) poprosiła Jacka Żakowskiego, żeby zrobił rozrachunek z osiągnięciami i porażkami formacji ideowej, „do której on i my należymy”. Kiedy czytam sformułowania w rodzaju „rozrachunek z osiągnięciami”, to widzę porażkę formacji języka polskiego i jako stary redaktor sięgam po ołówek, ale czemu się dziwić? Wszak wiadomo, że polski to nie jest pierwszy język „Gazety”. Trudno wymagać od „gazety koszernej”, żeby myślała i pisała po polsku. W swoim artykule Żakowski nie wspomina, że „Wyborcza” to najlepsza gazeta codzienna w Polsce i w świecie postkomunistycznym, jedna z lepszych w Europie, że to nie tylko gazeta, ale wręcz instytucja, potężna siła polityczna i cywilizacyjna. Z tego powodu jest przedmiotem zajadłej krytyki ze strony swoich przeciwników, michnikojadów i gazetożerców. Gazetofobia to prosperujący wydział fabryki pogardy.
Żakowski nie wspomina o innych gorących tematach, o stanowisku „Gazety” w sprawie Okrągłego Stołu, najnowszej historii Polski, lustracji, antysemityzmu, mniejszości. A byłoby o czym wspominać, bo drugiej takiej nie ma. „Żaku” skupia się na społecznych aspektach transformacji. Jako znany „socjał” kieruje pod adresem „Gazety” zarzuty będące zarazem lewicową krytyką przemian w Polsce. Dowiadujemy się więc, że zbudowaliśmy „Polskę nie dla ludzi. Polska ma sukces, ale i żyć w niej ciężko”. Terapia szokowa i rynkowa, Konsens Waszyngtoński (wolny rynek + demokracja = szczęście), wszystko to przyniosło „wyparcie empatii przez konieczność” bolesnych reform.