W 22 urodziny Pawła wieczorem zatelefonowali do niego koledzy, że zapraszają go na spotkanie. Matka się ucieszyła, że nie będzie w tym dniu sam. Żadne przyjęcie. Pogadali, pojechali do jednego kolegi, do drugiego. Wywiązała się po drodze mała sprzeczka. Paweł bywał ostatnio agresywny, gdy się zdenerwował, ale nie uciekał się do rękoczynów. Pokazywał kolegom, jaki chwyt należało zastosować, żeby przeciwnik stracił na przykład przytomność, coś w tym sensie.
Powinien przyjąć lekarstwo – dwie tabletki przeciw depresji – powiedział kolegom, że tak przepisał mu lekarz. Ale połknął na ich oczach 16 i popił piwem. I jeszcze – że życie jest do bani i nie chciałby dłużej żyć.
Często tak mówił. Dlatego nie byli zaskoczeni, gdy wyznał, że tego wieczoru w 22 urodziny pójdzie do lasu i podetnie sobie żyły. Zadzwonili na policję. Podwieźli Pawła pod dom i czekali w samochodzie. Po jakimś czasie wyszedł na ulicę. Miał ze sobą dwa noże zabrane z domu, bo nie wiedział, który z nich jest ostry. Zadzwonili po raz drugi na policję. Przyjechał radiowóz i zabrał Pawła do szpitala psychiatrycznego w Kościanie. Wypisał się z niego po kilku dniach na własne żądanie.
Po historii z nożami kolega wysłał mu esemesa: przepraszam, ostrzegaliśmy, że powiadomimy policję. Nie mogliśmy pozwolić, żebyś się zabił, no nie, nie po rozmowie z nami. Cały czas mieliśmy nadzieję, że nie wyjdziesz z domu.
Odpisał: nie masz za co przepraszać, odwlekłeś tylko, co było nieuniknione, kochany przyjacielu.
Zagłuszacze
Rodzina ojca Pawła pochodziła z Francji. Ojciec mieszkał tam przez wiele lat. Ożenił się z dziewczyną z Polski. Kiedy Paweł dorastał do szkoły, ojciec zdecydował, że przeniosą się do kraju, że będzie się tam lepiej czuł. Sprzedali z żoną mieszkanie we Francji, kupili w Lesznie.