Społeczeństwo

Grunt to równowaga

Stał się cud pewnego razu. Na placu Inwalidów w Warszawie zlikwidowano oddział banku, przeprowadzono gruntowny remont i otwarto śliczną, nowoczesną czytelnię naukową biblioteki publicznej. Niewiarygodne, bo przecież dotychczas „trynd” był odwrotny: coraz mniej bibliotek – coraz więcej banków. Od czasów studenckich i od początku pracy w gazecie mam słabość do bibliotek. Pierwsze zadanie dziennikarskie, jakie w życiu otrzymałem, to było napisanie informacji o chińskim premierze Czou En-laju, który miał zaszczycić nasz kraj. Nie było wtedy internetu ani „Who is Who”, ale Biblioteka Publiczna na ul. Koszykowej, krynica mojej wiedzy, była. (Tak na marginesie. Dwa kroki od tej biblioteki mieszka największy erudyta POLITYKI Adam Krzemiński. Czasami w ładną, księżycową noc widać, jak z kagankiem w ręku przechodzi z czytelni podręcznej do działu czasopism, a w weekendy zabiera swoje wnuczki w nagrodę na wycieczkę do czytelni głównej).

Sylwetkę chińskiego przywódcy miałem gotową i to był mój debiut. 58 (pięćdziesiąt osiem) lat później udałem się do czytelni, żeby dowiedzieć się czegoś o Januszu Korwin-Mikkem, bo „trynd” jest taki, że J.K.M. może wejść do Parlamentu Europejskiego, żeby go w naszym imieniu ośmieszyć, wysadzić i zamienić w burdel. Do tej instytucji może także trafić prof. Krystyna ­Pawłowicz, specjalistka od unijnej szmaty.

W celu „powzięcia wiedzy” o tej uroczej parze sięgnąłem po najnowszy numer organu („numer organu” to brzmi źle, więc po najnowsze wydanie) tygodnika J.K.M. „Najwyższy Czas!”. Ukazała się tam obrona wypowiedzi Krystyny Pawłowicz o prof. Bartoszewskim jako o „pastuchu słabej klasy”, a także o „unijnej szmacie”, która rzekomo nikogo nie obraża, bo Unia nie jest państwem.

Polityka 21.2014 (2959) z dnia 20.05.2014; Felietony; s. 102
Reklama