Dr Lidię Kruk-Dowgiałło z Instytutu Morskiego w Gdańsku, szefową zespołu przygotowującego plany ochrony zatoki, straszono blokadą dróg i paleniem opon, choć droga przez półwysep i bez tego jest permanentnie zakorkowana. Płynęły apele do parlamentarzystów, premiera, prezydenta. Powstał skoncentrowany wokół Jastarni Ruch Obrony Półwyspu i Obszaru Zatoki Puckiej.
Do prowadzenia spotkań z protestującymi przeciw rozmaitym rozwiązaniom ochronnym zdecydowano się zatrudnić profesjonalnych mediatorów. Recenzenci-specjaliści analizują kolejną wersję ochrony przyrody w zatoce, mocno kompromisową wobec pierwotnej – do lipca 2014 r. będzie gotowa finalna koncepcja. I zaczną się konsultacje ustawowe. A więc nowe protesty, jatki i przepychanki. – Należałoby zapytać także tych, którzy tu przyjeżdżają z różnych stron Polski, jak chcą z Zatoki Puckiej korzystać – czy ważna jest dla nich natura, czy inne atrakcje, czy chcą słuchać skuterów wodnych, czy wolą oglądać ptaki i foki – mówi dr Kruk-Dowgiałlo.
Plany ochrony dla Natury 2000 powstają w wielu regionach kraju, lecz w niewielu miejscach pod tak dużą presją. Ale też w Polsce trudno o miejsce równie atrakcyjne jak Półwysep Helski i osłonięta nim płytka zatoka, zwana czasem przekornie Pucyfikiem.
Na brak amatorów wypoczynku nikt tu nie narzekał. Myślenie i wysiłek miejscowych koncentrowały się jednak dotąd na tym, co zrobić, żeby w ograniczonej przestrzeni upchnąć jak najwięcej gości. Na przykład, jak zbudować wczasowiska tam, gdzie ze względu na warunki przyrodnicze nie ma na to zgody. Właściciele kempingów przez lata poszerzali helską kosę, zasypując zatokę, niszcząc przybrzeżne trzcinowiska i szuwary, w których bytował młody narybek i ptactwo.