Czas uszlachetnia drewno, nadaje mu głębszą barwę. Schody – wyżłobione i wypolerowane używaniem przez dwa stulecia – poskrzypują, gdy z piętra drobi Ramzes, piesek ozdobny, acz waleczny, a za nim schodzi Jerzy Mańkowski, pan niemłody, acz postawny. Siada do śniadania z gośćmi, bo taka jest idea pałacu w Brodnicy Śremskiej, że to dom, acz hotel. Odzyskana siedziba rodowa, lecz od wsi nieodgrodzona – jak za pegeerowskich czasów podjedziesz asfaltem, pójdziesz na spacer po parku (pięć pomników przyrody i pomnik Józefa Wybickiego).
1.
2348 pałaców i dworków znalazło się w dyspozycji państwa po 1989 r., 1300 jest już w rękach prywatnych. Od 1999 r. – jeśli Agencja Nieruchomości Rolnych zechciała je tylko wystawić na sprzedaż – dawni właściciele lub ich spadkobiercy mieli prawo pierwszeństwa w nabyciu. Od dwóch lat, zwłaszcza w Wielkopolsce, sądy nakazują zwrot za darmo. Na te dwa sposoby, bez ustawy reprywatyzacyjnej (Polska jest jedynym krajem z dawnego bloku sowieckiego, gdzie jej nie ma), 42 rodziny wróciły. Raczej nie do majętności. Zwabiła ich uroda i porządek życia.
2.
Leciutki francuski akcent Jerzego Mańkowskiego słychać dopiero wtedy, kiedy słuchacz zorientuje się w biografii gospodarza. Miał 13 lat, gdy na wizie turystycznej wyjechał z matką Zofią z Potockich na emigrancką biedę, ale i szczęśliwe zrządzenia. Ot, zakonnik spotkany przypadkiem w pociągu i z rozmowy robi się możliwość nauki w renomowanej szkole w Belgii. Potem ekonomia, ekonometria, dorabianie nocą przy strzeżeniu parkingów, ale i anonimowa pomoc od – jak się miało okazać po 10 latach – belgijskiego bankiera, który dostrzegł potencjał w młodym Polaku. W 1968 r. mama umiera, Jerzy decyduje się na dwuletni kontrakt w Afryce.