Kobiety po przejściu
Polki 50 plus: przytłoczone, zrezygnowane, osamotnione
Uff, jak gorąco, puff, jak gorąco – jest w piosence-parafrazie „Lokomotywy” Tuwima. O seksie jest, że te młode zgłodniałe łotrzyce nie wiedzą, jakie w starszych drzemią tygrysice. I o humorach, i o amorach, i o manku na życiowym rachunku. „Klimakterium... i już” przez 6 lat od premiery ma prawie 2 tys. przedstawień w całej Polsce i terminarz zapisany do końca roku. Za aktorami ciągną autokary grouppies 50 plus. Które widziały spektakl po kilkanaście razy – i chcą jeszcze. To nic, że o ich stanach – uderzeniach gorąca, bezsenności czy lęku przed rakiem opowiada się tam w kategoriach żartu. Grunt, że – jak mówią – jeszcze nikt im tak tego nie pomógł oswoić.
7 mln kobiet jest w Polsce w tym wieku. Klimakterium przytrafia się jedynie ludziom, inne ssaki go nie przechodzą. Z ewolucyjnego punktu widzenia to lepiej, żeby kobiety inwestowały siły we wspieranie potomstwa, niż żeby umierały przy późnych porodach. Hormonalne przestawienie organizmu na nowe tory nie przebiega jednak bez kosztów. U jednej trzeciej kobiet skutki uboczne są na tyle intensywne, że wręcz uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. Łagodzić objawy może hormonalna terapia zastępcza (HTZ), ale Polki z niej nie korzystają. Spośród potrzebujących tylko co dziesiąta idzie po receptę do lekarza, osiem na dziesięć rezygnuje w trakcie. Łagodzić skutki menopauzy skutecznie mogłaby także kultura. Ale ta jeszcze pogrąża kobiety.
Członkinie Koła Gospodyń Wiejskich Kumpele z Gręzówki koło Siedlec – jak same o sobie mówią: dziewczyny po pięćdziesiątce – wiedzą wszystko, co się dzieje na wsi. I tak: dwie na ponad 500 kobiet stosują plastry hormonalne, jedna była u psychiatry w Łukowie (wstyd, bo poradnia jest przy szpitalu, w którym leczą się alkoholicy), reszta podchodzi do starzenia z godnością.