Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Jeszcze wyżsi

Po co Polakowi doktorat?

O dzisiejszym doktoracie mawia się czasem, że można go porównać do dawnego magisterium. O dzisiejszym doktoracie mawia się czasem, że można go porównać do dawnego magisterium. Z Jan / Smarterpix/PantherMedia
Jest ich już ponad 40 tys. Doktorat to dziś po części strategia na przeczekanie kryzysu, ale też przejaw tęsknoty za elitarnością i prawdziwym wykształceniem.
Na pytanie, czy tytuł doktora zwiększa szanse na rynku pracy, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Niektórzy twierdzą nawet, że doktorat może zaszkodzić.benis arapovic/Smarterpix/PantherMedia Na pytanie, czy tytuł doktora zwiększa szanse na rynku pracy, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Niektórzy twierdzą nawet, że doktorat może zaszkodzić.

20 lat temu na polskich uczelniach kształciło się niespełna 3 tys. doktorantów. W tym roku na samym Uniwersytecie Warszawskim jest ich więcej. Są wydziały, na których liczba doktorantów przekracza liczbę studentów na studiach licencjackich i magisterskich. W czasie niżu demograficznego to oni powoli stają się racją istnienia wyższych uczelni. Pojawiają się jednak pytania, czy masowość doktoratów nie przekłada się na ich jakość i czy kryteria przyznawania tytułu się nie obniżyły. Ostatnio wróciły one za sprawą kontrowersji wokół pracy doktorskiej Marka Goliszewskiego, prezesa Business Centre Club. Obronił ją na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Problem w tym, że jego promotor jest współtwórcą BCC, a Goliszewski zasiada w radzie biznesu przy wydziale. Były też wątpliwości i zastrzeżenia co do poziomu pracy. Minister nauki i szkolnictwa wyższego Lena Kolarska-Bobińska zapowiedziała, że kryteria przyznawania tytułu zostaną przeanalizowane i podwyższone.

Skąd ten masowy pęd do wiedzy? Studia doktoranckie są korzystne i dla doktorantów, i dla uczelni. Kiedyś doktorantów traktowano tam trochę jak tanią siłę roboczą. Mają obowiązek prowadzić zajęcia dydaktyczne ze studentami i profesorowie lubili na nich zwalać te najbardziej niewygodne. Ale studentów jest coraz mniej. W ostatnich 10 latach ich liczba spadła o pół miliona. A to oznacza mniej grup, mniej zajęć, mniej godzin dydaktycznych.

– Pojęcie taniej siły roboczej odeszło na uczelniach do lamusa. Kadra naukowa niechętnie dzieli się zajęciami, bo sama ma kłopot z wypełnieniem pensum. Na doktorantów patrzy trochę jak na imigrantów, którzy przyjeżdżają, żeby zabrać pracę autochtonom – mówi prof. Arkadiusz Chrudzimski z Instytutu Filozofii na Uniwersytecie Szczecińskim.

Polityka 42.2014 (2980) z dnia 14.10.2014; Społeczeństwo; s. 30
Oryginalny tytuł tekstu: "Jeszcze wyżsi"
Reklama