Scenariusz jest taki: para stara się o potomka rok, półtora. Zaniepokojona kobieta bada się szczegółowo. Sprawdza drożność jajowodów (bez narkozy jest bardzo bolesne), robi laparoskopię, bada hormony, monitoruje owulację. Okazuje się, że jest zdrowa i dopiero wtedy lekarz zaleca badanie nasienia. Najprostsze badanie świata, które zajmuje trzy miesiące – ale tylko dlatego, że powinno się je zrobić dwukrotnie (trzy miesiące trwa produkcja plemników). Odwrócona kolejność ma przyczynę: niechęć mężczyzn do badań. Przekonani, że nic im nie jest, idą sprawdzić spermę przymuszeni przez partnerkę. Na prekursorskim blogu prowadzonym przez mężczyznę – nieplodni.blox.pl, który cieszy się olbrzymią popularnością wśród niepłodnych panów, można przeczytać: „Moja małżonka potrafiła uczynić z takich spraw nie lada bohaterstwo. Coś jak Pan Niepłodny oddał nasienie do badania! Zostań bohaterem w swoim związku!”.
Nie chcą, bo do końca wierzą, że nie muszą. Dr Robert Jarema z warszawskiej kliniki leczenia niepłodności Invimed opowiada, że pacjenci, którzy poddali się badaniu nasienia, często są tak pewni jego jakości, że wyniki, bez wcześniejszego sprawdzenia, rzucają mu na stół w zamkniętych kopertach. To moment, w którym ponad połowa doznaje szoku.
Męskie Waterloo
Najczęstszą przyczyną męskiej niepłodności są plemniki niskiej jakości, która objawia się choćby zmniejszoną ruchliwością. Na drugim miejscu są żylaki powrózka nasiennego – to przyczyna niepłodności ok. 40 proc. mężczyzn zmagających się z tym problemem. I to można zdiagnozować już na etapie nastolatka. Inne istotne problemy, które mają swój początek w dzieciństwie, to nieschodzenie jąder do moszny – dzieje się tak u 5 proc. noworodków.