Tekst został opublikowany w POLITYCE w listopadzie 2014 roku.
Matce 16-latki z zespołem Downa słowa seks czy współżycie nie przechodzą przez usta. Dlatego napisała list do księdza. Pytała, co powinna zrobić w związku z tym problemem, jakim jest niezdrowe zainteresowanie córki chłopcami. „Szkodliwy dla jej zdrowia samogwałt” – jak nazwali to rodzice – 13-letniej Marysi po mózgowym porażeniu dziecięcym, został ukrócony poprzez wymianę drewnianej rozpórki, która ułatwiała jej siedzenie w wózku. To nic, że nowa, szmaciana, słabo trzyma i powoduje większą deformację kręgosłupa. Grunt, że nie nadawała się do ocierania, czyli robienia „tych świństw”. Problem czasowo zażegnany.
Ukarać, czyli rodzice
Uczestniczka protestów rodziców dzieci niepełnosprawnych w Sejmie Anna Kalbarczyk-Perzanowska, mama 7-letniego Przemka z autyzmem, zwykle spotyka się z traktowaniem seksualności dzieci właśnie jako, najłagodniej rzecz ujmując, kłopotu. – Najczęściej rodziny, umęczone codzienną opieką i brakiem pieniędzy, mówią o niej jako wstydliwej patologii albo chorobie, którą trzeba wyleczyć – przyznaje. Zabieg chirurgiczny albo w przypadku chłopców kastracja farmakologiczna (kiedy psychiatra uzna, że zagrażają innym) to rzadkość. Na pierwszym miejscu są kary fizyczne, tuż po nich zastraszanie.
Na przykład 8-letnia, upośledzona w stopniu lekkim Wiktoria, przyłapana na masturbacji w wannie, najpierw – dla przykładu – dostała kilka klapsów. Potem, kiedy matka zauważyła, że córka używa butelek, wszystkie kosmetyki wylądowały w schowku. Kiedy jednak dziewczyna nadal to robiła, matka zaczęła ją straszyć szpitalem i operacją. Albo 10-letni, upośledzony umysłowo Rafał, który złapany na onanizmie najpierw był bity, a potem zamykany w ciemnym pokoju.