Poseł Adam Hofman, Polak w delegacji Anno Domini 2014, bawił się z kolegami i ich żonami w Madrycie, a na delegacji próbował zarobić – i tak stracił pracę. Tylko w ubiegłym roku w delegację ruszyło prawie 4 mln Polaków. Głównie w Polskę, ale kilkaset tysięcy bawiło za granicą. Wzięli udział w spotkaniach biznesowych, ale także w prawie 10 tys. kongresów i konferencji, pięciu tysiącach imprez korporacyjnych, w tym motywacyjnych.
Wyjazdy delegacyjne napędzają jedną z nowszych enklaw gospodarki – tzw. przemysł spotkań zatrudniający kilkaset tysięcy pracowników. Baza serwisu konferencje.pl zawiera ponad tysiąc obiektów z zapleczem noclegowo-konferencyjnym i wciąż przybywają nowe, rocznie po ok. 150 adresów z obowiązkowymi salami spotkań. W 2012 r. uczestnicy konferencji, kongresów, targów itd. wykupili 4,5 mln noclegów, zostawiając w kasach hoteli i pensjonatów prawie 1,5 mld zł.
Polak kongresujący, względnie integrujący się, sam nie musi planować – bo dbają o to zatrudniani w firmach organizatorzy konferencji czy szkoleń, względnie któraś z kilkuset działających na rynku agencji eventowych (zrzeszonych m.in. w Stowarzyszeniu Branży Eventowej) czy agencji incentive travel (zrzeszone w Stowarzyszeniu Organizatorów Incentive Travel). Oczywiście w delegacji (zwłaszcza biznesowej) jakieś sprawy trzeba załatwić. Ale ogólnie robi się też inne rzeczy.
Pije się
Jedno wiadomo: z pewnością Polak delegacyjny pije więcej niż na co dzień. Zdaniem pracowników branży: najczęściej whisky (kadra zarządzająca), wódkę (handlowcy) i piwo (młodziaki, czyli stawiający pierwsze kroki w firmie). Pan W., współwłaściciel firmy specjalizującej się w tzw. incentivach, czyli wyjazdach motywacyjnych (od incentive – motywacja), przyznaje, że najwięcej piją przedstawiciele branż zdominowanych przez mężczyzn – budowlanka i motoryzacja, ale tuż za nimi na podium wdrapuje się debiutująca w segmencie wyjazdów motywacyjnych „spożywka”.