Ludwik Dorn w „Gazecie Wyborczej” o kandydacie PiS na prezydenta: „Sympatyczny facet, na kogoś musiało wypaść, na niego padło. (…) Myślę, że [Andrzej] Duda dostanie 30 parę proc. A przyzwoity wynik byłby między 38 a 42 proc. Wtedy można by powiedzieć: młody, nieznany kogoś przyciągnął. Ale żeby na to grać, Duda musiałby pokazać, że nie jest Piotrem Glińskim, czyli wydmuszką prezesa Kaczyńskiego. A tego nie zrobi, bo zostałby przez prezesa skasowany”.
Jan Pospieszalski nie może zaakceptować warszawskiej wygranej Hanny Gronkiewicz-Waltz („Gazeta Polska”): „Świadome działanie na szkodę własnego potomstwa to albo patologia, albo objawy zaburzeń. W Warszawie środowiska patologiczne to dość spory elektorat, lecz nie wystarczający, by dać wyborcze zwycięstwo, więc być może paranormalne postrzeganie świata stało się udziałem większości mieszkańców stolicy”. Jakże elegancko i po katolicku.
Krzysztof Feusette jeszcze mocniej dociska pedał („wSieci”), sięgając po obrazowe porównania: „Nawet widok wijących się wokół propagandowej palmy kobietonów z agencji towarzyskiej »Mainstream« i ich wypacykowanych alfonsów nie może już wywołać niczego poza niesmakiem i odruchami wymiotnymi”. Felieton pisany wymiocinami?
W „Magazynie Świątecznym” socjolog mediów i kultury prof. Nick Couldry prorokuje: „Telefony stały się nową siecią, przez którą wychodzimy do świata. Ostatecznie na świecie będą się liczyły dwie–trzy gazety-aplikacje, które staną się opcją domyślną dla milionów ludzi.