Panu K. jakaś dobrze zorganizowana grupa (bo przecież nie jeden złodziej) zwinęła z pastwiska cztery dorodne byki. Panu Z. i panu J. wyprowadzono w nocy z obejść opryskiwacze sadownicze o wartości kilkudziesięciu tysięcy złotych każdy. Ich sąsiadowi nieznani sprawcy wyprowadzili przyczepę. Pan P. w podobnych okolicznościach stracił ciągnik rolniczy. Wszystkie zdarzenia miały miejsce przed świętami Bożego Narodzenia w 2013 r. w jednej z grójeckich gmin. Tak się złożyło, że krótko przedtem zlikwidowano tam posterunek policyjny.
Pan P. (od traktora): – Psa czymś podtruli, ledwo dychał. Ciągnik wypchnęli na leśny dukt, tam czekała ciężarówka. Załadowali i tyle ich widział. Przyjechały policjanty z Grójca i pytają, czy kogoś podejrzewam? Każdego i nikogo, mówię, bo to wy jesteście od podejrzewania, a nie ja.
Na odchodnym funkcjonariusze dali nadzieję: jak się traktor odnajdzie, to zawiadomimy! Do dzisiaj nie zawiadomili.
Sztuczki księgowe
Kiedy dochodzi do krwawych zbrodni w rodzinie, jak w Rakowiskach pod Białą Podlaską, gdzie zamordowano małżeństwo, a sprawcami byli syn ofiar i jego dziewczyna, policja działa nadzwyczaj sprawnie. Ale kiedy ktoś w nocy okrada stodołę i sprawca nie jest oczywisty, policja okazuje się równie bezradna jak poszkodowany. Dla obywateli bardziej dolegliwe są drobne kradzieże, których ofiarami padają, niż zbrodnie z pierwszych stron gazet. Pan K. (od skradzionych byków): – Kradzież nadał ktoś miejscowy, to pewne. Kiedy w gminie był posterunek, jak mi coś ginęło, szedłem do policjantów, oni rozpytywali w terenie i szybko potrafili ustalić, kto i co.