Agnieszka Sowa: – Opublikowaliśmy reportaż młodej dziewczyny, która opisała swoje doświadczenia z kilku szpitali psychiatrycznych. Jest wstrząsający.
Dr Andrzej Cechnicki: – To, że nasi pacjenci mają odwagę pisać o swoich złych doświadczeniach z leczenia, to światełko w tunelu. Wiedza na temat tego, jak jest źle w psychiatrii, powinna stać się powszechna. Dla dobra pacjentów: nie straszmy szpitalem, bo kiedy to konieczne, jest ważnym miejscem leczenia. Ale musimy żądać, żeby się zmienił na ludzki, rodzinny, mały, żeby każdy dyrektor szpitala znał swojego pacjenta z imienia i nazwiska. Ja solidaryzuję się z autorką reportażu i podobnie jak rzecznik praw obywatelskich podzielam jej opinię, że ciągle jeszcze spotykamy w polskiej psychiatrii bezduszność personelu, koszmarne warunki, leczenie ograniczone tylko do farmakoterapii.
Leczenie nie może być dłużej oparte na izolacji, stygmatyzacji, traumie i lęku przed przyszłością. Musimy w naszych pacjentach umacniać nadzieję na wyzdrowienie, stwarzać warunki, w których będą mogli pracować, żyć we względnym poczuciu bezpieczeństwa. Musimy pomagać także rodzinom pacjentów – edukować je, czynić z nich sojuszników. W leczeniu, oprócz farmakoterapii, ważne są przyjaźnie, związki, życie w rodzinie, praca, wreszcie stosunek lekarzy do pacjentów – to nie mniej ważne.
Dlaczego więc jest tak źle?
Środki na psychiatrię są ograniczone przez ministerstwo i NFZ. Deficyt oddziałów psychiatrycznych działających przy szpitalach ogólnych jest obliczany na 20 do 40 proc., co oznacza, że niezbędne wydatki o tyle właśnie przekraczają sumy przesyłane z NFZ.