Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Okna szeroko zamknięte

Krótka historia o tym, jak walentynki zamieniły się w prawdziwy koszmar

Miesiąc po wstawieniu okien R. szeroko otwierają się oczy. Są już między nimi tylko drobne kontakty typu przepychanki. Miesiąc po wstawieniu okien R. szeroko otwierają się oczy. Są już między nimi tylko drobne kontakty typu przepychanki. Mirosław Gryń / Polityka
Miłosny podarunek od ukochanej w postaci dziesięciu okien od pięciu lat powoduje u obdarowanego myśli samobójcze.
R. właśnie wziął 20 tys. pożyczki na adwokata z Warszawy. Jeśli sąd nie uzna kasacji, planuje powiesić się w nowym domu.Mirosław Gryń/Polityka R. właśnie wziął 20 tys. pożyczki na adwokata z Warszawy. Jeśli sąd nie uzna kasacji, planuje powiesić się w nowym domu.

S. rodziła rozsądnie, zawsze co pięć lat. R., absolwent krakowskiej politechniki, to najmłodszy z trojga dzieci. Rocznik 71, inżynier budowlany. Bardzo uczuciowy syn. W 2006 r. matka, opadłszy z sił, przepisuje gospodarkę na najstarszego syna z warunkiem dożywotki. R. dostaje parcelę pod nowy dom. Będzie mieszkał przy nich na czas budowy.

Mocno oszczędny syn. Zagania do siebie każdy pieniądz, robiąc w inżynierce, a co roku tych parę groszy wyciąga z uprawy papryki. Ma fundusz na dom. Brat spłaca mu z ojcowizny 50 tys., R. dobiera 52 tys. kredytu, a siostra – w zamian za lokum na czas pobytu w kraju – od 20 lat sprzątająca w Wiedniu, dorzuca się do nowego domu w trzech ratach. Żyjąca dostatnio przez dwa i pół roku z racji renty wdowiej po miłym starszym panu, rodowitym wiedeńczyku.

Z początkiem 2007 r. R. zrzuca na placu 30 tys. pustaków, a w listopadzie, po rocznym wyczekiwaniu, dostaje pozwolenie na budowę. I pewnie już niejednej zimy grzałby się przy kominku przed telewizorem plazmowym, gdyby nie walentynkowy prezent w postaci 10 okien, który przyjął, jeszcze wierząc w miłość, w 2010 r.

Od pięciu lat chodzi z tą walentynką po sądach, emocjonalnie oziębły i skonany psychicznie.

1.

Tę kobietę z dzieckiem, będącą w trakcie rozwodu, R. zapoznaje, gdy na placu budowy już prawie od roku leżą zrzucone pustaki. Ona stoi za ladą w sklepie na krzyżówce we wsi K., koło Nowego Brzeska, gdzie on stawia swój nowy dom. On zachodzi wieczorową porą na schłodzone piwo. A. nie jest brzydka ani ładna.

Ostrzegają go przed tym fatalnym zauroczeniem. Mówiło się, że to zła kobieta, a R. był jej trzecim, a może nawet czwartym. Przed matką R. płakała na cmentarzu (przy świadkach) chorująca na raka matka poprzedniego: – Powiedzta synowi, żeby nie chodził do sklepu. Gońta, patrzta, jak mnie wykończyła. Wysuszyli z synem tytoń wart 30 tys., A. w trzy tygodnie rozchlapała pieniądze i odeszła, łamiąc mu serce.

Ale jest za późno. R. co wieczór w sklepie, zadurzony bez pamięci. Już gdy się prowadza z tą kobietą, jego wiedeńska siostra próbuje otworzyć mu oczy ustnie oraz drogą esemesową. Informuje R., że widuje się A. jeżdżącą w samochodach innych oraz że na całą gminę rozpowiada, że budują z R. nowy dom. Mało tego, jej matka wstawia swoje zdjęcia na fejsbuku (z domem w tle) i postscriptum: „Na budowie u mojej córki”. Niech on się opamięta, a przynajmniej przed wyjazdem do pracy nie zostawia jej w sklepie pieniędzy dla majstrów, jak miał w zwyczaju. R., fest bujnięty, machnięciem ręki zbywa te donosy.

W 2008 r. systemem gospodarczym staje dom w surowym stanie plus piec centralny. A. wybiera na poddaszu pokoik dla dziecka. Chodzi za R., kiedy ją do nieruchomości dopisze. Wizytuje nawet notariusza: jakie są możliwości dopisku, skoro nie jest żoną? No, niestety, jako obca musi uiścić 8 tys. tytułem darowizny. A. nie dysponuje taką gotówką. Prosi wiedeńską siostrę R., żeby pogadała z bratem w sprawie potomstwa: niech mi machnie dzieciaka, bo komu tę chawirę postawił? Siostra: czyś ty się wściekła? Mam przytrzymać brata? Ja nawet z własnymi dziećmi tych tematów nie poruszam.

Dopiero z początkiem 2010 r. R. dostrzega oschłość jej uczuć w stosunku do niego, a przesadny żar dla widoków na nowy dom. Tymczasem A. mówi w sekrecie jego matce, że chce zrobić R. walentynkowy prezent w postaci 10 okien. Nieważne, czy chce, nie będzie pytać. Zaciągnąwszy kredyt w Eurobanku SA we Wrocławiu, sprowadza pod dom okna, robione na wymiar, w terminie 14 lutego. On po powrocie z pracy jest mocno zaskoczony, zwykle w walentynki wymieniali się drobiazgami typu sweterek. Już niespecjalnie szczęśliwy z tą kobietą.

2.

Nigdy nie pomieszkują razem. On, stawiając nowy dom, siedzi przy matce, ona z dzieckiem przy swoich ojcach, ale zafascynowana stylem życia R. Lubi wyjazdy typu dłuższy weekend, potańcówka, sylwester na Słowacji.

Jednak miesiąc po wstawieniu okien R. szeroko otwierają się oczy. Są już między nimi tylko drobne kontakty typu przepychanki. Definitywne rozstanie następuje latem, gdy R. ma twarde dowody, że A. częstych lekcji saksofonu wcale nie pobiera u kuzyna. R. deklaruje, że zwróci walentynkę, ale A. nie chce okien. On proponuje ekwiwalent pieniężny, ona też jest na nie. Zwraca się do niego słowami: zniszczę cię, dziadu!

R., rozczarowany uczuciowo, stara się zająć myśli budową nowego domu. Niespodziewanie, miesiąc po rozłące, z firmy windykacyjnej przychodzi list. Ma zwrócić A. 120 tys. tytułem jej partycypacji w budowie. Dowodem jest faktura na zakup 10 okien oraz zapis filmowy nagrany telefonem komórkowym, w którym on obiecuje w sklepie, że dopisze ją do połowy domu. A. ma też świadków rzekomych zaręczyn. On myśli, że to żart.

Do czasu gdy dostaje pismo z Sądu Okręgowego w Krakowie. Powódka stwierdza, iż w trakcie trwania nieformalnego związku partnerskiego z R. postanowili zbudować dom. R. deklarował przenieść pół domu na własność powódki, czego nie uczynił. O tym, że łączyła ich więź nie tylko emocjonalna, ale i gospodarcza, świadczy m.in. rachunek okienny. Jego mecenaska mówi, że zrzuci togę, jeśli przegra tę sprawę.

3.

Matka R., lat 83, pierwszy raz w życiu staje przed wysokim sądem. Szaleje z rozpaczy. Niech sąd się zlituje i nie pozwoli tej kobiecie wejść na taką gotowiznę. Przysięga, że nigdy nie była na zaręczynach, a przecież jako matka byłaby, prawda? Zresztą świadkowie zaręczyn plątali się w zeznaniach. Jedni rzekomo bawili się na zaręczynach w sklepie, inni w domu A. Obiady robotnikom ona, matka, gotowała osobiście, nawet nakładała na talerze. Tamta czasem pomagała w rozdawaniu.

R. prosił wysoki sąd o myślenie logiczne. Jak A. mogła wybierać z nim projekt na dom, skoro był złożony latem 2006 r., co potwierdzają pieczątki starostwa. Tymczasem zapoznali się w sklepie porą zimową roku następnego.

Zeznaje liczna rodzina A., w tym ze Śląska. Ponoć widziała, że ojciec dawał jej duże kwoty. Sąsiadka, lat na oko 60, twierdzi, że nosiła po drabinie całe zgrzewki dachówki dla majstrów. Mieszkaniec wsi K. potwierdza, że budowali sobie gniazdko. Widział ją krzątającą się przy budowie, kiedy jeździł ciągnikiem. Jednak mocno niewiarygodny z powodu zeza i krótkowzroczności, nieraz zdarzało się już, że pojazdem wpadał w rów. Tak, majstrowie przychodzili odbierać od A. zapłatę uzgodnioną z R., ale pochodzenie pieniędzy jest im nieznane. R. mówił: jak skończysz robotę, masz podjechać do sklepu.

Sąd odrzuca dowód z zapisu filmowego zarejestrowanego na płycie CD z rzekomą obietnicą połowy domu. Na zapisie słychać trudny do rozszyfrowania bełkot wielu osób. Nie znajduje też żadnego z rachunków, które rzekomo powódka przeznaczyła na dom, zaciągając u swojego ojca 91 tys. w 19 ratach (zresztą podatek od umów uiścili w urzędzie skarbowym tuż po dramatycznym rozstaniu).

Sąd, powołując się na logikę oraz doświadczenie życiowe (ktoś przystępujący do budowy domu musi posiadać środki na ten cel), oddala emocjonalno-gospodarczą wersję A. Powód ma oddać jej jedynie ekwiwalent za 9 okien (jedno, źle wymierzone, zostało zwrócone powódce jako nienadające się do montażu). Nadto ma zwrócić 8 tys. za drewno na dach. Jest prawdopodobne, że partycypowała w dachu, gdyż powód nie posiadał faktur na ich zakup (tłumaczył, że brał taniej bez VAT pod ladą u górali). I jeszcze 2,5 tys. za żywność dla majstrów, ponieważ niepewne jest, kto gotował. Spożywający zeznali tylko, że posiłki były smaczne.

4.

A. apeluje od wyroku, powołując się na nielogiczność rozumowania pierwszej instancji, całkowicie sprzeczną z doświadczeniem życiowym. W szczególności: logiczne jest, że siostra pozwanego, wiedeńska pomoc domowa, nie mogła finansowo wspierać brata, skoro w tym samym czasie pomagała budować nowy dom własnym dzieciom. To, że brat miał jej zapewnić lokum na czas pobytu w kraju, mija się z zasadami doświadczenia życiowego. Co do 10 okien, prawidłowo wyprowadzony wniosek z tego faktu powinien brzmieć: budowano wspólny dom, a to był jeden z etapów. Nadto robotnicy w sposób kategoryczny zeznali: pieniądze wypłacała im w sklepie powódka.

Sąd przychyla się do tak wyprowadzonego rebusu z logiki. Ustala, że na wsi nie ma tradycji czynienia sobie prezentów walentynkowych w postaci okien przez pozostających parą młodych ludzi. Natomiast jest na wsi prawdopodobieństwo partycypacji we wspólnym domu, w którym planują zamieszkać dwie osoby silnie związane ze sobą emocjonalnie. To – w opinii sądu – wniosek prawidłowy, zamykający się w koherentną całość.

Zasądza się od R. na rzecz A. 120 tys. plus odsetki.

5.

Na pensję R. wchodzi komornik. R. ma myśli samobójcze. Dług za fatalne zauroczenie plus odsetki od 2010 r. urósł już do 200 tys. zł. W sprawie źle ulokowanego uczucia R. interweniuje w Ministerstwie Sprawiedliwości, u marszałka Sejmu, prezydenta, licznych posłów (że jak to jest, za niespełna trzyletni romans zabrać dom?). Jednak nad historią miłosną R. pochyla się jedynie prezes Jarosław Kaczyński, obiecując interwencję.

R. właśnie wziął 20 tys. pożyczki na adwokata z Warszawy. Jeśli sąd nie uzna kasacji, planuje powiesić się w nowym domu.

PS A. jest zbyt roztrzęsiona, by odpierać medialne ataki. Myślała, że budują nowy dom, tymczasem spotkała chama i pijaka. Twierdzi, że ma aż dwa zaręczynowe pierścionki.

Polityka 8.2015 (2997) z dnia 17.02.2015; Społeczeństwo; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Okna szeroko zamknięte"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Jednorazowe e-papierosy: plaga wśród dzieci, cukierkowa używka. Skala problemu przeraża

Jednorazowe e-papierosy to plaga wśród dzieci i młodzieży. Czy planowany zakaz sprzedaży coś da, skoro istniejące od dziewięciu lat regulacje, zabraniające sprzedaży tzw. endsów z tytoniem małoletnim oraz przez internet, są nagminnie i bezkarnie łamane?

Agnieszka Sowa
11.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną