Przysposobienie do życia w celibacie
Seks nie tylko dla dorosłych: co na to prawo?
W Polsce tzw. wiek zgody wynosi 15 lat. Oznacza to, że uprawianie seksu z osobą 15-letnią jest legalne. Tylko że prawo nie pozwala takiej osobie zachować się wtedy racjonalnie, bo nie tylko nie może samodzielnie zgłosić się na test wykrywający wirusa HIV, ale nie może nawet iść sama do ginekologa i poprosić o poradę antykoncepcyjną dopóki nie osiągnie pełnoletniości. Co najwyżej może tam pójść z mamą. Albo z tatą, co jeszcze trudniej sobie wyobrazić.
W Wielkiej Brytanii od 1985 r. obowiązuje tzw. Gillick competence. Poszło o sprawę 16-latki, która bez wiedzy rodziców zwróciła się do lekarza o poradę antykoncepcyjną. Jej matka Victoria Gillick, wielodzietna katoliczka, wszczęła społeczną kampanię sprzeciwu, twierdząc, że prowadzi to młodych ludzi do rozwiązłości. Sprawę rozstrzygnęła Izba Lordów, deklarując, że od praw i władzy rodzicielskiej ważniejsze jest dobro i bezpieczeństwo małoletniego, a lekarz ma prawo samodzielnie ocenić, czy pacjent jest gotowy na takie świadczenia.
Od tamtej pory działają w Wielkiej Brytanii dostępne dla nastolatków centra planowania rodziny, mogą w nich korzystać z porad szkolnej pielęgniarki, mają dostęp do bezpłatnej antykoncepcji. Podobnie jest w innych krajach Europy Zachodniej, gdzie władze wyszły z założenia, że skoro prawo legalnie dopuszcza nastoletni seks, to musi także dopuszczać legalną antykoncepcję. W Polsce nastolatki w tej sytuacji trafiają w kilkuletnią próżnię. Z jednej strony sądy potrafią traktować ich „prawo do seksu” ze śmiertelną powagą, tak jak w sprawie z Zambrowa, gdzie lokalny biznesmen, lekarz i policjanci zostali uniewinnieni z zarzutu seksualnego wykorzystania nieletnich wychowanek domu dziecka, bo „same chciały”. Z drugiej, gdy pojawiają się takie projekty, jak ostatnia propozycja Ministerstwa Zdrowia, by pigułkę „dzień po” można było kupić w aptece bez recepty, także na legitymację szkolną, słychać głosy oburzenia, że to niedopuszczalna deprawacja młodzieży.