Społeczeństwo

Przysposobienie do życia w celibacie

Seks nie tylko dla dorosłych: co na to prawo?

Z wszystkich badań wynika, że rodzice raczej wolą unikać rozmów o seksie i antykoncepcji. Z wszystkich badań wynika, że rodzice raczej wolą unikać rozmów o seksie i antykoncepcji. Image Source / Corbis
Być może nastolatki nie powinny uprawiać seksu. Ale uprawiają. Polskie prawo i edukacja zamykają na to oczy. Ale jeszcze gorzej, gdy otwierają.
Polska, która w latach 50. była pionierem w edukacji seksualnej, pogrąża się w odmętach hipokryzji.Jurgen Flache/PantherMedia Polska, która w latach 50. była pionierem w edukacji seksualnej, pogrąża się w odmętach hipokryzji.

W Polsce tzw. wiek zgody wynosi 15 lat. Oznacza to, że uprawianie seksu z osobą 15-letnią jest legalne. Tylko że prawo nie pozwala takiej osobie zachować się wtedy racjonalnie, bo nie tylko nie może samodzielnie zgłosić się na test wykrywający wirusa HIV, ale nie może nawet iść sama do ginekologa i poprosić o poradę antykoncepcyjną dopóki nie osiągnie pełnoletniości. Co najwyżej może tam pójść z mamą. Albo z tatą, co jeszcze trudniej sobie wyobrazić.

W Wielkiej Brytanii od 1985 r. obowiązuje tzw. Gillick competence. Poszło o sprawę 16-latki, która bez wiedzy rodziców zwróciła się do lekarza o poradę antykoncepcyjną. Jej matka Victoria Gillick, wielodzietna katoliczka, wszczęła społeczną kampanię sprzeciwu, twierdząc, że prowadzi to młodych ludzi do rozwiązłości. Sprawę rozstrzygnęła Izba Lordów, deklarując, że od praw i władzy rodzicielskiej ważniejsze jest dobro i bezpieczeństwo małoletniego, a lekarz ma prawo samodzielnie ocenić, czy pacjent jest gotowy na takie świadczenia.

Od tamtej pory działają w Wielkiej Brytanii dostępne dla nastolatków centra planowania rodziny, mogą w nich korzystać z porad szkolnej pielęgniarki, mają dostęp do bezpłatnej antykoncepcji. Podobnie jest w innych krajach Europy Zachodniej, gdzie władze wyszły z założenia, że skoro prawo legalnie dopuszcza nastoletni seks, to musi także dopuszczać legalną antykoncepcję. W Polsce nastolatki w tej sytuacji trafiają w kilkuletnią próżnię. Z jednej strony sądy potrafią traktować ich „prawo do seksu” ze śmiertelną powagą, tak jak w sprawie z Zambrowa, gdzie lokalny biznesmen, lekarz i policjanci zostali uniewinnieni z zarzutu seksualnego wykorzystania nieletnich wychowanek domu dziecka, bo „same chciały”. Z drugiej, gdy pojawiają się takie projekty, jak ostatnia propozycja Ministerstwa Zdrowia, by pigułkę „dzień po” można było kupić w aptece bez recepty, także na legitymację szkolną, słychać głosy oburzenia, że to niedopuszczalna deprawacja młodzieży. – To rodzi w nastolatkach bunt i złość. Jeśli nie dogadują się w tych kwestiach z rodzicami, są pozostawieni sami sobie – mówi Paulina Trojanowska z Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton, która od trzech lat prowadzi zajęcia we wszystkich typach szkół. – Dorośli oczekują od nich odpowiedzialności, ale nie dają im na to szans.

A u nas wsparcie rodziców w takich sytuacjach to raczej wyjątek niż reguła. W małych miejscowościach wizyta 16-latki z mamą w gabinecie ginekologicznym bywa czymś niewyobrażalnym. Trudno przełamać barierę wstydu, a nigdy nie wiadomo, jak zareaguje lekarz. Pomoże czy oskarży, że wychowała małą dziwkę. Nawet dopuszczenie pigułki „dzień po” niewiele w tej kwestii zmieni, bo to antykoncepcja jedynie awaryjna, a nie rozwiązanie problemu.

Z wszystkich badań wynika, że rodzice raczej wolą unikać rozmów o seksie i antykoncepcji. Udają, że ten problem ich dziecka nie dotyczy, albo wychodzą z założenia, że milczenie bądź zakazy powstrzymają nastolatki przed inicjacją. W książce „(Zbyt) młodzi rodzice” Zbigniewa Izdebskiego, Tomasza Niemca i Krzysztofa Węża opisany jest przypadek dziewczyny, której udało się zdobyć tabletki antykoncepcyjne, ale znalazła je mama i na rodzinnej imprezie z pigułkami w ręku wyzwała córkę od „k...w”. Cała rodzina patrzyła na dziewczynę jak na ulicznicę, więc wyrzuciła tabletki, a matce zapowiedziała, żeby się nie zdziwiła, jak zajdzie. Efekt? Ciąża w wieku 16 lat.

„Aktywność seksualna młodzieży, a zwłaszcza inicjacja seksualna i możliwość zaistnienia ciąży to problemy, które budzą społeczne zainteresowanie. Wywołują niepokój u rodziców, zwłaszcza dziewcząt, i gwałtowne spory wśród dorosłych, którzy – najczęściej – nie potrafią rozmawiać na ten temat z młodymi ludźmi, uwielbiają zaś rozmawiać o tym ze sobą, tocząc wręcz boje na płaszczyźnie moralnej, światopoglądowej, a nawet politycznej. Dzisiaj aktywność seksualna nastolatków budzi jeszcze większy niepokój niż ćwierć wieku temu. Młodzież jest bowiem poddana przemożnemu wpływowi kultury popularnej, zwłaszcza mediów, które dostarczają jej wzorców postępowania daleko odbiegających od tradycyjnego, restrykcyjnego obrazu obyczajowości seksualnej” – piszą autorzy „(Zbyt) młodych rodziców”.

Stosunek z ręcznikiem

Można udawać, że seksualność budzi się w człowieku najwcześniej w momencie, gdy dostaje do ręki dowód osobisty, ale do rzeczywistości ma się to nijak. Młodzież dojrzewa coraz szybciej, a wiek inicjacji seksualnej się obniża. Z badań prof. Izdebskiego przeprowadzonych wśród uczniów drugich klas szkół ponadgimnazjalnych wynika, że ponad 30 proc. dziewcząt i 40 proc. chłopców ma to już za sobą. W tej grupie ponad 20 proc. podjęło współżycie przed ukończeniem 15 roku życia, 31 proc. w wieku lat 16, a 38 proc. w wieku lat 17. Młodzież uznaje, że to normalne. Uważa tak jedna czwarta przebadanych na zlecenie MEN gimnazjalistów. Ponad połowa twierdzi, że w ich wieku można podejmować pewne formy aktywności seksualnej, a jedynie 13 proc. deklarowało, że nie powinno się podejmować żadnej.

Tymczasem najpopularniejsze stosowane przez nastolatków metody antykoncepcyjne, jeśli w ogóle jakieś stosują, to prezerwatywa i stosunek przerywany, czyli te, które są dla nich dostępne bez wiedzy rodziców. A to oznacza, że rocznie ok. 20 tys. dziewcząt poniżej 17 roku życia zostaje matkami. Wśród nich jest kilkaset takich, które nie ukończyły jeszcze 15 lat. W ich przypadku prawo dopuszcza aborcję, bo ciąża jest wynikiem czynu zabronionego. Ale jak to wygląda w rzeczywistości, pokazał pamiętny przypadek 14-letniej Agaty z Lublina, która zaszła w ciążę z rok starszym kolegą. Ani w Lublinie, ani w Warszawie nie udało się znaleźć szpitala, który wykonałby zabieg, bo za dziewczyną jeździł ksiądz i działaczki prolajferskie. Agata trafiła do pogotowia opiekuńczego na czas sprawy o pozbawienie jej matki władzy rodzicielskiej, bo wspierała córkę w decyzji o aborcji. Zabieg umożliwiła dopiero osobista interwencja ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz.

Brak rzetelnej edukacji, dostępu do antykoncepcji i straszenie na katechezie zdjęciami pokawałkowanych płodów sprawia, że narasta u nastolatek zjawisko „paranoi ciążowej” – mówi Aleksandra Józefowska z Grupy Ponton. – Na nasz wakacyjny telefon zaufania dzwonią spanikowane dziewczyny, które nawet jeszcze nie współżyły, ale boją się, że zaszły w ciążę na przykład przez kontakt z ręcznikiem brata.

Ignorancja tych dziewcząt bywa bezbrzeżna, ale jedno to one wiedzą na pewno: konsekwencje niechcianej ciąży poniosą one, nie partner.

Pedofil na całe życie

Na chłopców czekają inne pułapki. Jeśli partnerka nie ukończyła 15 lat, prawo może ich potraktować jak kogoś, kto wykorzystał seksualnie dziecko. Jeśli oboje są poniżej 15 roku życia, sąd dla nieletnich może ich oboje umieścić w zakładzie poprawczym.

Jeśli on ma ukończone 17 lat, teoretycznie może nawet trafić do więzienia. Policyjne statystyki odnotowują rocznie ok. 1,5 tys. przestępstw z art. 200 Kodeksu karnego, mówiącego o obcowaniu płciowym z małoletnim poniżej 15 lat lub dopuszczeniu się wobec takiej osoby innej czynności seksualnej. W polskich sądach zapada w tych sprawach 700–800 wyroków rocznie. Dr Małgorzata Dziewanowska z Zakładu Kryminologii Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego w swojej pracy doktorskiej przeanalizowała ponad 60 takich spraw. W blisko połowie przypadków różnica wieku między sprawcą i ofiarą wynosiła mniej niż 10 lat.

W tych przypadkach nie tylko sprawca nie czuł się sprawcą, ale ofiara nie czuła się ofiarą. Te dziewczyny miały zazwyczaj skończone 14 lat, twierdziły, że nie było mowy o żadnym przymusie, że się kochają – opowiada dr Dziewanowska. – A ponieważ te sprawy zazwyczaj wychodzą na jaw za sprawą ciąży, która i tak jest dla nastolatków życiowym dramatem, proces karny jest ostatnią rzeczą, która jest im wówczas potrzebna.

W jednej ze spraw, które analizowała dr Dziewanowska, dziewczyna, tuż przed ukończeniem 15 roku życia, wyznała swojej matce, że rozpoczęła współżycie ze swoim 17-letnim chłopcem i nie wie, co ma robić, by się zabezpieczyć przed ciążą. Matka przytomnie poszła z nią do ginekologa, a ten powiadomił policję i prokuraturę. Przesłuchano rodziców dziewczyny i chłopca; wszyscy mówili: znamy się i szanujemy, zostawcie te dzieciaki w spokoju. Prokuratura do końca upierała się przy akcie oskarżenia i dopiero sąd umorzył sprawę ze względu na niską szkodliwość społeczną.

Na forach prawniczych nietrudno znaleźć posty zdumionych 18- czy 19-latków, którzy mają kłopoty z wymiarem sprawiedliwości, bo wyszło na jaw, że współżyli z nieletnią poniżej 15 roku życia. Są przekonani, że jej zeznania, iż nie doszło do gwałtu, załatwią sprawę i pytają przerażeni: czy ja mogę iść za to do więzienia? Odpowiedź niestety brzmi: tak. A jeśli z art. 200, za który grozi od 2 do 12 lat, zapadnie wyrok skazujący na karę bezwzględnego pozbawienia wolności, nie ulega on zatarciu do końca życia.

W innej ze spraw opisanych w pracy dr Dziewanowskiej 14-letnia dziewczyna i jej 21-letni partner zostali przyłapani przez policję na uprawianiu seksu w parku. Sprawa trafiła do sądu. On dostał wyrok w zawieszeniu. Jej rodzice robili wszystko, by ich rozdzielić, ale para twierdziła, że się kochają i potajemnie spotykali się nadal. Gdy dziewczyna zaszła w ciążę, jej ojciec zawiadomił prokuraturę. Chłopak będzie odpowiadał jako recydywista. Jest możliwość, że pierwszy wyrok zostanie odwieszony i trafi za kratki. – Do końca życia zostanie mu w papierach, że siedział za seksualne wykorzystanie dziecka, a nie za romantyczną, młodzieńczą miłość. W odbiorze społecznym będzie traktowany jak pedofil. I nikt nie będzie pytał, czy chodziło o seks z czterolatką czy czternastolatką – mówi dr Dziewanowska.

Grzech atomowy

Nie chodzi o to, by obniżać wiek zgody, bo jest on w Polsce i tak stosunkowo niski, ale by wprowadzić bardziej elastyczne rozwiązania. Dr Dziewanowska przywołuje przykład prawa amerykańskiego, gdzie obowiązuje klauzula dozwolonej różnicy wieku. Jeśli różnica wieku nie jest poważna, nie wszczyna się postępowania.

Według definicji seksuologicznej o wykorzystaniu dziecka możemy mówić, gdy przewaga i różnica wieku jednej ze stron jest znacząca. Gdy dziecko ma poniżej 13 lat, wynosi ona lat 5, powyżej 13 roku życia – 10 lat – mówi dr Dziewanowska. – Nie chodzi o to, by stosować sztywne reguły, ale obserwować, co się na tej granicy wieku dzieje, i stosować elastyczne narzędzia. Polskie prawo tego nie widzi. Na szczęście dostrzegają to na ogół sądy, bo gdy różnica wieku między partnerami jest mniejsza niż 10 lat, zwykle nie zlecają badania sprawcy pod kątem zaburzeń seksualnych, w tym pedofilii.

Na dyskusję o wprowadzeniu w polskim prawie klauzuli dozwolonej różnicy wieku raczej nie ma co liczyć w najbliższym czasie. Cokolwiek wiąże się z nastoletnim seksem jest dotknięciem tabu i to tabu coraz bardziej zabetonowanego. Prawicowa i kościelna strona sporu grzmi: nastolatki mają nie uprawiać seksu. Amen.

Polska, która w latach 50. była pionierem w edukacji seksualnej młodzieży, pogrąża się w odmętach hipokryzji. Nestor polskiej seksuologii prof. Andrzej Jaczewski, autor słynnych książek „O dziewczętach dla dziewcząt” i „O chłopcach dla chłopców”, a także telewizyjnych programów oświatowych dla szkół poświęconych dojrzewaniu i seksualności, wspomina, że problemy ze szkolną edukacją zaczęły się po 1989 r. Profesor zobaczył wówczas w telewizji przeora Jasnej Góry, który przekonywał, że środowiska katolickie poprą ten przedmiot, ale należy go ochrzcić, czyli oczyścić ze wszelkich treści niezgodnych z nauką Kościoła.

„Módlmy się za narody świata i za każdym oddechem wymieniajmy jakiś kraj: panie pomóż Anglii, Francji, Niemcom, pomóż Chinom, Indiom, Japonii. Kiedy komuś nie przychodzą do głowy żadne inne kraje, niech wymienia zamiast nich miasta i wioski” – to zalecenia autora podręcznika do katechezy dla gimnazjalistów, jak rozładować seksualne podniecenie. Onanizm to według niego „grzech gorszy od bomby atomowej”, a antykoncepcja „zło nie do nazwania” i „akt bluźnierczy zaparcia się twórczej mocy Boga”. Taka infantylna wizja wypiera oczywisty wydawałoby się fakt, że dziecko jest istotą seksualną i ma prawo do rzetelnej wiedzy na temat swojego ciała i psychiki.

W szkołach obecny jest co prawda przedmiot wychowanie do życia w rodzinie, ale jego poziom pozostawia wiele do życzenia. Zajęcia prowadzą często osoby źle przeszkolone, będące na bakier ze stanem współczesnej wiedzy naukowej, skrępowane otwartą rozmową z młodzieżą, skoncentrowane na tym, by jedynie straszyć seksem jako źródłem chorób wenerycznych i niechcianych ciąż. Część nauczycieli to absolwenci wydziałów teologicznych lub kościelnych uczelni prywatnych, a to oznacza, że WdŻwR staje się po prostu aneksem do katechezy. Gdy abdykowali rodzice i szkoła, na placu boju pozostają media, a to coraz częściej oznacza internetową pornografię. Z badań prof. Izdebskiego wynika, że ma z nią kontakt blisko 80 proc. młodzieży.

Z raportów wakacyjnego pogotowia zaufania Grupy Ponton wynika, że młodzi ludzie, owszem, nadal pytają o antykoncepcję i budowanie relacji, ale coraz częściej są to wątpliwości, czy mam prawo odmówić seksu, bo przecież bohaterowie filmów porno nie odmawiają nigdy, a to jest ich główne źródło wiedzy o seksualności. Dlatego też coraz młodsi dopytują o techniki seksualne, o seks analny, oralny, o to, co jest normą, a co patologią, bo skąd niby mają to wiedzieć. – To jest przerażające, bo na zajęciach prowadzonych w szkołach uczniowie z jednej strony zadają elementarne pytania o budowę anatomiczną człowieka, nie odróżniają pochwy od macicy, nie są pewni, czy penis krótszy niż 20 cm to jeszcze norma, ich wiedza o antykoncepcji jest wątła i pełna mitów typu, że za pierwszym razem się nie zachodzi, a z drugiej strony dysponują imponującą wiedzą techniczną, bo do tego, co w internecie, podchodzą bezkrytycznie. Pornografię traktują jak filmy dokumentalne – opowiada Paulina Trojanowska. – Pierwsze, co staramy się im przekazać, to asertywność, czyli umiejętność mówienia „nie” i stawiania granic, bo oni są w tym wszystkim strasznie osamotnieni.

Z presją medialną muszą się mierzyć w zasadzie bez wsparcia dorosłych, bo ci mają im do przekazania głównie zakazy. Normą staje się pedagogika życzeniowa – skoro nie należy uprawiać seksu zbyt wcześnie, udajemy, że temat nie istnieje, a wówczas młodzież z pewnością zachowa powściągliwość.

Polityka 9.2015 (2998) z dnia 24.02.2015; Społeczeństwo; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Przysposobienie do życia w celibacie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną