Szukając pozytywów, z pełną odpowiedzialnością można stwierdzić, że w bydgoskim oddziale Państwowej Inspekcji Pracy nie odnotowano przypadków agresji fizycznej. Jest również niemal pewność co do nieużywania przez przełożonych wulgarnych wyrazów. Co prawda pani Jola mówi, że słyszała od pani Kasi, że pani Ewa została określona słowem wulgarnym. Ale słowa nie powtórzy, bo nie pamięta. Nikt też nie został złośliwie zwolniony z pracy. Pracownicy sami się zwalniali. A plotki o wpędzaniu ludzi w depresje są co najmniej przesadzone.
– W chwili obecnej na zwolnieniach wydanych przez specjalistów od zdrowia psychicznego przebywają cztery osoby – mówi Emila Pankowska, wicedyrektor Okręgowej Inspekcji Pracy w Bydgoszczy. Jej zdaniem atmosfera w pracy może nie jest w pełni harmonijna, ale nowa dyrekcja nie szczędzi sił, żeby ją poprawiać. – Nie dalej jak kilka miesięcy temu zorganizowaliśmy dla pracowników serię zajęć, jak radzić sobie z chronicznym zmęczeniem i obciążeniem ogromnym stresem – tłumaczy zastępczyni okręgowego inspektora pracy.
Pomijając fakt, że 62 proc. ankietowanych pracowników bydgoskiej inspekcji wskazało na różnego rodzaju formy znęcania się psychicznego, dyskryminacji oraz poniżania, to sytuację rzeczywiście można by uznać za właściwie dobrą.
Literówka
Pani X. płacze. Mówi, mówi i nagle płacze. Ale prosi, żeby nie zwracać uwagi, bo psychiatra powiedział, że w jej wypadku to zupełnie normalne. X. prosi o nieujawnianie imienia ani żadnej innej cechy charakterystycznej. To, że była u psychiatry, nie jest już w bydgoskim oddziale cechą charakterystyczną.