W mediach pojawiły się sugestie, że Bronisławowi Komorowskiemu chce się ponownie być prezydentem, ale nie chce mu się być kandydatem na prezydenta. Podobno to całe kandydowanie go tylko osłabia, a on z sondaży i tak wie, że prezydentem będzie, tylko na razie musi udawać, że nie wie, i dlatego do końca kampanii jest zmuszony sprawiać wrażenie, że bardzo chce mu się być kandydatem, chociaż mu się nie chce.
Innym się chce, czego najlepszym przykładem jest trochę niedoceniony kandydat Jarubas, który na spotkaniach z elektoratem śpiewa oraz wyraża się po węgiersku, co zresztą jest przez ten elektorat przyjmowane z dużym zrozumieniem. Na bardzo zdeterminowanego wygląda również kandydat Kukiz, który nie kryje, że idzie do przodu, by walczyć z wrogiem, którym w jego przypadku jest system. W jednym z wywiadów wyznał nawet, że już dawno ostrzegł swoje dzieci, że „tatuś idzie na wojnę z systemem”, co może spowodować, że „jak włożą plastikowy pieniążek do ściany, to niekoniecznie musi wyjść papierowy”.
Nietrudno się domyślić, że o to, aby papierowy pieniążek ze ściany nie wyszedł, postara się system, któremu tatuś wypowiedział wojnę i który teraz będzie się mścił nie tylko na tatusiu, ale – co wyjątkowo podłe – także na dzieciach. Zresztą system już Kukiza wziął na cel, bo – jak twierdzi ten kandydat – jego komfort materialny pogorszył się zdecydowanie, co go jednak nie przeraża. Jedyne, co go czasem przeraża, to myśl, że źle wychował swoje dzieci, bo – jak twierdzi – żeby tu i teraz dały sobie radę, to powinien wychować je na złodziei, oszustów i kłamców.
Dobrze, że Paweł Kukiz umie się przyznać do błędów wychowawczych, ale moim zdaniem to, że źle wychował dzieci, nie przekreśla jego szans w obecnej kampanii.