Wiele się mówi o potrzebie przekształcenia Polski w kraj nowoczesny. Wiadomo, że aby do tego doszło, należy postawić na rozwój nowoczesnych i opłacalnych gałęzi gospodarki, takich jak energetyka jądrowa. O tym, jak niesamowicie opłacalna jest energetyka jądrowa, najlepiej świadczą zarobki członków zarządów państwowych firm biorących udział w rozwoju tej branży. W prasie czytam, że średnia miesięczna płaca w zarządach spółek należących do państwowego koncernu PGE i zajmujących się przygotowaniem pierwszej polskiej elektrowni jądrowej wynosi prawie 100 tys. zł.
Niektórzy podnoszą krzyk, że są to płace zbyt duże, ale uważam, że to opinia histeryczna i bezpodstawna. Tak wysokie zarobki świadczą po prostu o tym, że w opinii rządu słusznie się one członkom zarządów należą, skoro są im wypłacane. Miejmy zresztą nadzieję, że dynamiczny rozwój płac w zarządach spółek z nowoczesnej branży energetyki jądrowej spowoduje analogiczny rozwój także w zarządach spółek z branż, które na razie nie są tak nowoczesne, gdyż w wyniku zaniedbań państwa pogrążyły się w płacowym kryzysie i nie rozwijają się tak, jakby sobie tego życzyli członkowie zarządów spółek z tych branż.
Doskonała finansowa kondycja członków zarządów spółek z branży energetyki jądrowej cieszy tym bardziej, że wciąż nie ma u nas żadnej elektrowni jądrowej, a nawet nie zapadła jeszcze decyzja o rozpoczęciu budowy takiej elektrowni. Nie jestem zresztą pewien, czy taka decyzja powinna w ogóle zapaść, bo wszelkie pochopne decyzje w tej sprawie mogłyby doprowadzić do zakłócenia rozwoju polskiej energetyki jądrowej. Kto np. zagwarantuje, że pospieszna – być może podyktowana osobistymi ambicjami jakiegoś ministra – decyzja o budowie elektrowni jądrowej nie doprowadzi do niepotrzebnego chaosu, nieprawidłowości przetargowych, następnie rosnących opóźnień budowlanych, a w konsekwencji do konieczności podjęcia trudnych decyzji spowalniających dalszy rozwój energetyki jądrowej.