Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Na cholerę piwo

Dania złotym trunkiem podlane

Zrazy w piwie Zrazy w piwie East News
Brat Arnold uratował wiele istnień ludzkich. Pamięć o jego czynach przetrwała niemal tysiąc lat.
Co dobrego za stołem?Marek Raczkowski/Polityka Co dobrego za stołem?

Urodził się w małym miasteczku Tieghen w 1042 r. i nic nie wskazywało na to, że jeszcze w tym samym wieku trafi na ołtarze. Gdy jako piękny młodzianek znalazł się za klasztornymi murami, okazał wielki talent nie jako kaznodzieja, lecz… piwowar. Belgijscy mnisi już sto lat wcześniej odkryli, że napój z jęczmienia jest nie tylko smakowity i pozwala łatwiej porozumieć się z Bogiem, lecz także ma wartości odżywcze oraz zdrowotne. Produkcja piwa wymagała wielogodzinnego gotowania brzeczki, zatem siłą rzeczy napój ten pozbawiony był wielu bakterii znajdujących znakomite środowisko w wodzie rzecznej, a nawet źródlanej.

Średniowieczną Europę nawiedzały co pewien czas epidemie cholery. Księża i zakonnicy w kazaniach wytykali wiernym, że grzeszą nadmiernie, więc Pan zsyła na nich kary pod postacią zarazy. Tak było i w Belgii pod koniec XI stulecia. Brat Arnold, wówczas mnich z Oudenburga i mistrz browarnictwa, postanowił ratować swe owieczki przed epidemią cholery. Zakazał pić wodę czerpaną z rzeki, nakazał zaś picie klasztornego piwa. Kroniki nie odnotowały, jak na tym wyszedł finansowo klasztor, ale zapamiętano, że cholera ominęła Oudenburg. Jeszcze w tym samym stuleciu brat Arnold stał się świętym Kościoła katolickiego i patronem piwowarów.

Od tej pory belgijscy benedyktyni, a potem trapiści zajęli się produkcją piwa nie tylko na potrzeby klasztorne. Interes kwitł ku chwale bożej i zadowoleniu wiernych. Rosła też zamożność klasztorów i brzuchy mnichów. Do dziś klasztory w Westvleteren, Westmalle, Orval i Chimay zajmują się piwowarstwem, przysparzając – jak sądzę – wiernych smakoszy.

Polityka 25.2015 (3014) z dnia 16.06.2015; Ludzie i Style; s. 97
Oryginalny tytuł tekstu: "Na cholerę piwo"
Reklama