Po ośmiu latach niewoli i ucisku wraca w ludziach optymizm, wraca nadzieja. Jeszcze gdzieniegdzie można usłyszeć ciche pojękiwania: „Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, moja droga Platformo, tym zniknieniem swoim! Pełno nas, a jakoby nikogo nie było: jedną maluczką przegraną tak wiele ubyło” – ale to tylko w nielicznych i szybko pustoszejących inteligenckich salonach. Idzie nowe: wyczuwający puls duszy narodu artyści przyznają publicznie, że dotąd błądzili, ale już widzą właściwy kierunek marszu. Odradza się zdrowa tkanka narodu pobudzona wizjami nadchodzącej świetlanej przyszłości, kończy się era imposibilizmu i kolesiostwa.
Na przykład, jak podkreśla prof. Piotr Gliński, w nowej Polsce spółki Skarbu Państwa nadal wprawdzie będą obsadzane z klucza politycznego, ale „wpływ na to będą mieli ludzie krystalicznie uczciwi i nienaiwni, np. Jarosław Kaczyński”. W tym samym wywiadzie w tygodniku „wSieci” prof. Gliński potwierdza, że prezes PiS nie chce być premierem i że jest to „decyzja najwybitniejszego polskiego polityka, który chce być skuteczny. I ona jest autentyczna, przemyślana”. Bo – dodaje – „potrzebny jest strateg, potrzebna jest osoba na pierwszej linii i potrzebny jest pierwszy obywatel”. Czyli w nowej Polsce wreszcie będzie jasne, kto rządzi: pierwszy obywatel, prezydent, premier, marszałek Sejmu… „Oni są sprawdzeni w skrajnie trudnym boju, a pamięć o ośmioletnim okresie ciężkiej, wręcz beznadziejnej chwilami, walki z systemem będzie im pomagała”.
Czuje się w tych słowach człowieka, który wzruszony własną odwagą pełnym głosem śpiewa przy goleniu: „Mówili, żeśmy stumanieni/Nie wierząc w to, że chcieć to móc!