Tekst został opublikowany w POLITYCE w sierpniu 2015 roku.
Spory o stosunki między państwem a Kościołem były i są bardzo gorące. Wielu ludzi Kościoła traktuje republikańską ideę świeckości państwa jako zatruty owoc oświeceniowego racjonalizmu, faktyczny atak na Kościół i katolicyzm, a więc na „fundament naszej tożsamości”. Jaskrawym przykładem takiej lękowo-agresywnej postawy są ostatnie ostrzeżenia i zagrożenie ekskomuniką (choć nie automatyczną, bo pozostającą w gestii ordynariusza) wobec byłego już prezydenta Komorowskiego i innych polityków głosujących wbrew stanowisku Kościoła w sprawie in vitro. Z zaznaczeniem, że teraz muszą „wyrazić żal za popełniony grzech, postanowić poprawę i dokonać zadośćuczynienia”.
Rada Prawna Episkopatu wezwała właśnie, by publicznie odwołali swoje poglądy, jeśli chcą przystępować do komunii świętej.
Między endecją a sanacją
Jeśli chodzi o kwestię neutralności światopoglądowej, dzisiejsza Polska pod wieloma względami przypomina II RP. Wówczas także spierano się o wybór modelu prawnego określającego stosunki między Kościołem a państwem. Partie lewicowe i mniejszości narodowe opowiadały się za rozdziałem związków wyznaniowych od państwa. Partie chadeckie, endeckie i Kościół były temu przeciwne. Biskupi w jednym z orędzi postulowali powrót do wzorów Konstytucji 3 maja, tak aby „Polska stała się prawdziwym królestwem Bożym na ziemi”. Zapisy przyjętej ostatecznie konstytucji marcowej były kompromisem. Z jednej strony wprowadzały rozwiązania państwa świeckiego – wolność sumienia i wyznania, oraz równouprawnienie bez względu na przynależność religijną. Z drugiej jednak Kościołowi katolickiemu został poświęcony osobny zapis, który stwierdzał, że katolicyzm będący religią przeważającej liczby ludności „zajmuje w państwie naczelne stanowisko wśród równouprawnionych wyznań”.