Weistritztalbahn, ruszając ze stacji Schweidnitz-Kroischwitz w kierunku Bad Charlottenbrunn, wjeżdżała w góry za stacyjką Nieder Weistriz. Ciuchcia z kilkoma wagonami wiła się ponad doliną rzeki, stukocąc kołami i buchając dymem, a to przejeżdżała po wiaduktach, a to przytulała się do skał. Z okien było widać malownicze pola, łąki na stokach i szachulcowe domki, nad wszystkim zaś dominowała sylwetka średniowiecznego Kynsburga. Pokonanie 24 km trwało niemal godzinę, bo pociąg zwalniał na łukach i mostach, wspinał się 270 m w górę i zatrzymywał na siedmiu stacjach. Mimo to pasażerów było wielu – w tygodniu miejscowi dojeżdżali do zakładów rozsianych na trasie, w dni wolne turyści jechali w góry, do wód lub na zamek. Po wojnie Polacy mieli przed oczami dokładnie te same widoki. Zmieniły się tylko nazwy stacji.
Budowa Weistritztalbahn (Kolei Bystrzyckiej), czyli odcinka górskiego drugorzędnej linii łączącej Wrocław z Kłodzkiem, zaczęła się w 1902 r. i skończyła już po dwóch latach. Z okazji jej otwarcia Izba Handlowa w Świdnicy otrzymała telegraf z gratulacjami od samego cesarza Wilhelma II. Później okazało się, że tempo było zbyt mordercze, doszło do kilku niegroźnych wykolejeń, ale Niemcy i tak byli dumni z rozwiązań inżynieryjnych: wysokich nasypów i głębokich wykopów w skałach, ciasnych łuków torowisk, 23 wiaduktów i mostów o różnych konstrukcjach, a od 1914 r. wiejskiego tramwaju z trakcją elektryczną pomiędzy Jugowicami a przemysłowym Walimiem. W dodatku w Jedlinie-Zdroju Kolej Bystrzycka łączyła się z magistralną Śląską Koleją Górską z Wałbrzycha do Kłodzka, na której był najdłuższy na Dolnym Śląsku tunel, liczący 1601 m (pod górą Mały Wołowiec), i imponujący, wznoszący się 36 m nad dnem doliny Czarny Most w Nowej Rudzie.