Dostaniemy dobrą szkołę
Edukacja według PiS: czego i jak będą się uczyć polskie dzieci
Pytanie o osobę ministra edukacji narodowej nie budziło może najżywszych emocji związanych z obsadą stanowisk rządowych. Ale desygnowanie na to stanowisko silnego, eksponowanego polityka potwierdziłoby jednoznacznie, że zamiary nowej władzy wobec polskiej szkoły – zgodnie z programem wyborczym i kampanią PiS – są bardzo ambitne, znacznie ambitniejsze niż zawrócenie ze szkół 6-latków czy wygaszanie gimnazjów. Kim zatem jest nowa minister, jakie są to zamiary, z jaką reakcją społeczną mogą się spotkać?
Relatywna gołębica
Anna Zalewska, nowa minister edukacji narodowej, zaczęła karierę polityczną od heroicznej i przegranej wojny o to, by władzy nie powierzać człowiekowi z wyrokiem sądowym. To była głośna sprawa: w 2002 r. w dolnośląskich Świebodzicach młoda (rocznik 1965) polonistka, wicedyrektorka szkoły, jako jedyna odważyła się stanąć do wyborów na burmistrza przeciw Janowi Wysoczańskiemu, który miał opinię wybitnego cwaniaka (sądzony m.in. za handel kradzionymi autami), ale i obrotnego gospodarza, więc obywatele czterokrotnie powierzali mu stery miasta. Anna Zalewska startowała jako radna z Unii Wolności, lecz koledzy partyjni poparli Wysoczańskiego, wybory przegrała, co zapewne zdecydowało, że przekierowała swe sympatie w stronę PiS. O sympatię wyborców walczyła długo i uparcie: w 2005 r. przegrała w wyborach do Sejmu, w 2009 i 2014 r. – do europarlamentu. W 2007 r. została w końcu posłanką.
Do niedawna nie była w PiS figurą pierwszego planu (w Sejmie minionej kadencji zasiadała w siódmym rzędzie). W kuluarach ironizowano, że jest specjalistką od walki z wiatrakami – przeciwnicy stawiania tych elektrowni zbyt blisko domów mogli liczyć na jej wsparcie (kiedy straż marszałkowska usunęła z gmachu parlamentu siedmiu protestujących, oznajmiła, że 5 czerwca 2014 r.