Wiktoria, wykształcenie wyższe, pracuje w nieruchomościach, mężatka. Jak większość dawczyń mówi: to takie niesprawiedliwe, że jedni mogą mieć dzieci, a nie chcą, a inni chcą, a nie mogą. Ale jej samej, nie ukrywa, chodziło nie tylko o dar życia, spełnianie czyichś marzeń i te pozostałe górnolotne hasła. – Potrzebuję zabezpieczenia – tłumaczy. – Jeżeli wszystko będzie w porządku, to pieniążki idą na lokatę dla mojego 8-letniego syna – opowiada. Za swoją pomoc chciałaby otrzymać 10 tys. zł rekompensaty. Plus oczywiście zwrot wszelkich kosztów.
Już raz, za dodatkową rekompensatę, udostępniła komórkę jajową – z powodzeniem. Urodziło się dziecko. Tamtym razem z matką i ojcem nigdy się osobiście nie spotkała. – Moje dane miała tylko klinika, ja nie miałam żadnych informacji o biorczyni, znałam tylko imię. Bardzo zależało mi na tym, abyśmy nigdy się nie spotkali. To biorczyni poinformowała klinikę, iż znalazła dawczynię, i umówiła mnie na wizytę – opowiada.
Zabieg przeprowadzono w ośrodku w Warszawie, 150 km od miejscowości, w której mieszka (dojazd wyceniła na 120 zł i dostała zwrot kosztów przelewem na konto). Zrobiono jej badania krwi, usg. i wywiad na temat chorób, stanu rodziny itd. Jeździła tak w sumie do Warszawy siedem razy. – Musiałam podpisać dokument, że zrzekam się wszelkich praw do dziecka – opowiada. – Wszystko poszło sprawnie, stymulacja jajników się udała. Podczas zabiegu pobrano ode mnie komórki, biorczyni zaszła w ciążę, obie byłyśmy zadowolone. Klinika o dodatkowej rekompensacie oczywiście nie wiedziała.
To wtedy Wiktoria postanowiła, że za jakiś czas spróbuje jeszcze raz. W lutym na forum internetowym robimydzieci.com pod nickiem Oona27 umieściła post: „Oddam komórki po raz drugi, grupa krwi Arh+, jestem osobą zdrową, w rodzinie nie ma chorób genetycznych, mam 1 dziecko.